5 sytuacji, w których nie powinieneś nagradzać/karać swojego dziecka

216

Kary i nagrody mogą przybierać różne formy. Nie tylko fizyczne. Jest równie wiele „trików” psychicznych, które często stosujemy na dzieciach i które również mogą być pojmowane w kategorii nagród i kar.

Stosowanie nagród i kar jest jednym z naczelnych tematów, który przewija się przy okazji wątków z związanych z rodzicielstwem bliskości, z metodami wychowawczymi, przy okazji edukacji demokratycznej, wychowania w ogóle.

Temat wydaje się być banalnie prosty, zwłaszcza dla tych, którzy dzieci nie mają;-) O konsekwencjach stosowania nagród i kar nie chcę się tu rozwodzić, bo na ten temat powstał na pewno niejeden artykuł. Wiadomo, że za pomocą tych „narzędzi” trudniej w dziecku rozbudzić motywację wewnętrzną, tak potrzebną w życiu.

Nie jestem w tym względzie ortodoksyjna (jak i niemal w żadnym innym), nie uważam, że jeśli zdarzy nam się zmotywować dziecko do czegoś nagrodą, to od razu w gruzach legnie jego wewnętrzna motywacja czy poczucie wartości. Widzę tu dużą presję, jaką nakładają na siebie współcześni rodzice w tym jak i w innych tematach. Żeby być idealnym. A nie o to chodzi. Ale co innego jeśli taki rodzaj motywacji zdarzy nam się zastosować, a co innego jeśli jest to nasze ulubione narzędzie w sterowaniu dzieckiem.

Kary i nagrody w wychowaniu mają to do siebie, że przynoszą szybkie efekty. A któż z nas ich nie lubi? Czy nie lepiej jest mieć coś na czym nam zależy w krótszym czasie? Przyzwyczajeni do tego, że niemal wszystko jest teraz na wyciągnięcie ręki, podobną postawę prezentujemy w rodzicielstwie. Żądamy natychmiastowych efektów. Chcemy dziecko czegoś nauczyć, pokazać mu że takie zachowanie jest dobre/ złe- fundujemy nagrodę/karę i po sprawie. Efekt osiągnięty. Efekt chwilowy, bo po czasie musimy dawać więcej kar/nagród, żeby swój cel uzyskać. A po jeszcze dłuższym czasie już nie wiemy, co robić, bo okazuje się, że nagrody i kary nie działają i mamy w domu dziecko: lenia, niegrzeczne, nieposłuszne, niejadka- i co tam jeszcze kto sobie wyhoduje. I co wtedy? Wtedy załamujemy ręce i…narzekamy. A gdyby tak zamiast narzekać przyjrzeć się najpierw własnej motywacji. Przypomnieć sobie jak ja byłem motywowany jako dziecko do różnych działań? Jak to się ma do tego, kim jestem teraz jako rodzic? Co sam robię kierowany wewnętrzną motywacją, a co dla nagród lub uniknięcia kar?

Na myśl nasuwa mi się hasło podejrzane gdzieś ostatnio na FB- „Miarą rodzicielstwa nie jest to jak sobie radzisz z dzieckiem, ale jak sobie radzisz sam ze sobą”. Także drogi rodzicu, chcesz wpłynąć na to co motywuje Twoje dziecko- przyjrzyj się sobie i zacznij od własnej motywacji!

Mam świadomość tego jak trudno czasem zmienić schemat, w którym sami zostaliśmy wychowani i zapewnić naszym dzieciom coś innego. Pokusa sięgnięcia po nagrodę/karę jest duża, zwłaszcza kiedy się spieszymy. A któż z nas się dzisiaj nie spieszy? Dlatego nie mam uniwersalnej porady na to jak nie stosować nagród i kar w wychowaniu. Jedyną moją radą niech będzie: rodzicu uświadom sobie jakie są skutki Twoich działań, wybierz to, co uważasz za najlepsze i daj czas sobie i dzieciom jeśli chcesz coś zmienić.

Tak jak pisałam, nie jestem ortodoksyjna w temacie stosowania nagród i kar. Jest jednak kilka takich sytuacji, które zaobserwowałam, kiedy rodzice bardzo chętnie sięgają właśnie po nagrody/kary, dziwiąc się potem, dlaczego dziecko w tych obszarach nie funkcjonuje dobrze. Jeśli chodzi o niżej wymienione przykłady jestem zdecydowaną przeciwniczką stosowania w nich nagród i kar.

1. Jedzenie

Nagroda za to, że dzecko zjadło obiad/ śniadanie itp. Albo straszenie karą jeśli nie zje. Przykład nagminny. Nasunął mi się jako pierwszy. Chwalenie (które też jest rodzajem nagrody) za to, że dziecko zjadły cały obiad. Nagroda w postaci cukierka, jeśli zje surówkę. Kara za to, że mu zupa nie smakuje (karą może być tu powiedziane przez mamę „To ja się tak napracowałam, a Tobie nie smakuje!”). Poczucie winy gotowe. Czy to nie dostateczna kara dla kilkulatka? Następnym razem pewnie zje czy mu będzie smakowało czy nie. A po kilku takich razach już nie będzie wiedział, co tak naprawdę lubi. Polubi wszystko, byle mieć poczucie bycia lubianym przez mamę… Kara może też być bardziej namacalna- nie zjesz, nie będziesz mógł się bawić, itp.

Dzieci, nawet te najmniejsze, mają w pełni rozwinięty ośrodek sytości (oczywiście poza przypadkami chorobowymi) i doskonale wiedzą, kiedy chcą zjeść więcej, kiedy nie chcą jeść. Jaką najważniejszą rolę rodzica tutaj dostrzegam? Zapewnienie dziecku odpowiedniej żywności. To, żeby mieć pod ręką przekąskę, po którą chcemy sięgnąć. Żeby kupować to, co chcemy, aby nasze dziecko jadło, a nie to na co ono ma akurat ochotę (jeśli uważamy to za nieodpowiednie). Jeśli uważam, że mam dziecko niejadka, a pozwalam mu na to, żeby cały dzień podjadało słodycze, to czy ono faktycznie jest niejadkiem? Jeśli co 10 minut podkarmiam dziecko jakąś przekąską, a potem dziwię się, że nie chce jeść obiadu, to czy mam się czemu dziwić? Jeśli od małego straszyłem dziecko tym, że jeśli nie zje, to nie urośnie, to czy ono faktycznie może odnaleźć przyjemność w jedzeniu? Jeśli sam nie mam przyjemności w posiłkach, które spożywam (jem byle jak, byle co, byle się napchać) to czy czegoś innego mogę nauczyć moje dziecko?

 

2. Toaleta

Trening czystości czyli moment, kiedy dziecko zdejmuje pieluchę jest dla wielu rodziców trudnym momentem. I łatwo tutaj dać się uwieść nagrodzie/ karze jako pomocy dydaktycznej w przyswojeniu tej umiejętności. Nagrodą jest choćby „brawo” za siku, a karą na przykład ośmieszanie- „nie zawołasz na czas, zsikasz się w majtki i wszyscy będą się z Ciebie śmiać”. Kupa na początku często przysparza wielu rodzicom kupę zmartwień. Jak tu dziecko zachęcić do tego, żeby korzystało z toalety? Znam przypadki, kiedy rodzice omawiają ten temat publicznie- czyli na przykład na placu zabaw w obecności dzieci- bohaterów tych dyskusji. Czy mniej więcej 2-3 letnie dziecko nie czuje zażenowania słuchając o tym jak jego mama opowiada jaką to jest ciamajdą, bo jeszcze mu się zdarza nie zdążyć do toalety? Z całą pewnością czuje i komentarz rodziców jest dla niego ogromną karą. Jeden trening czystości mam za sobą. I jak do tej pory moje doświadczenia w tym temacie są bliskie temu, co głosi Jesper Juul- czyli zaufaj swojemu dziecku, uwierz w jego kompetencje i daj mu trochę czasu. I nie nagrdazaj za zrobioną kupę, za umycie rąk czy za spuszczenie wody w toalecie. W końcu to są zwykłe czynności.

3. Dzielenie się zabawkami

Tutaj jest duże pole do popisu dla rodziców. Któż z nas nie chce mieć dziecka miłego, uczynnego, towarzyskiego, takiego, które wszystko rozumie, które pomaga innym i które nie jest urodzonym egoistą, więc chętnie podzieli się wszystkimi zabawkami, które zabrało do piaskownicy? Jakże miło jest się takim dzieckiem „pochwalić” na placu zabaw. A jak się dziecko nie będzie chciało podzielić, to je postraszymy tym, że nikt go nie będzie lubił i nie kupimy wymarzonej zabawki. Jest kara? A jakże. Mama/tata nie lubią mnie takim jakim jestem, więc będę taki jaki chcą, żebym był. Nawet jeśli bardzo chciałbym być teraz inny- czyli krzyczeć „Nie chcę dawać mojego wiaderka i łopatki Krzysiowi! To moje! Ja chcę się tym teraz bawić!”. A ja jako dorosły, jak sobie radzę z dzieleniem się z innymi? Czy oddaję innym, mimo że sam nie mam, ale tak mnie nauczono w domu, że dzielić się trzeba zawsze? A może gromadzę tylko dla siebie, bo jako dziecko wciąż czymś musiałem się dzielić, więc teraz wreszcie jako dorosły mogę sobie odbić? Empatia i zrozumienie w tym zakresie przynoszą dużo lepsze efekty niż karanie czy nagradzanie za współpracę (czy jej brak).

Mój 4-letni syn poszedł ostatnio z babcią na plac zabaw pograć w piłkę. Chciał do nich dołączyć inny chłopiec. Jaś nie chciał się zgodzić. Chciał mieć babcię tylko dla siebie. Nie widuje jej codziennie. Czy jest w tym coś złego? Można go było ukarać np. w taki sposób, że jak nie chce pozwolić przyłączyć się chłopcu do zabawy, to nie będą grać w ogóle. Można było pomanipulować nim nagrodą- jak teraz podzielisz się zabawą, to kupię Ci lizaka. A można było po prostu zauważyć jego odczucia, spróbować pomóc mu je nazwać i dać mu na nie zgodę.

4. Praca rodzica z dzieckiem w domu

W tym temacie zawiniłam najmocniej. Kiedy byłam sama z Jasiem i chciałam coś zrobić/ zadzwonić/ odpisać na maile, dawałam mu słodycze. Miałam go na chwilę z głowy. Mogłam się zająć swoimi sprawami. Czyli Jaś dostawał nagrodę w postaci cukierków za to, że mi nie przeszkadzał. Po jakimś czasie, kiedy cukierki zaczęły się kończyć szybciej niż moja rozmowa telefoniczna, Jaś wisiał mi u nogi drąc się, że chce kolejnego cukierka. Więc dawałam, żeby dokończyć. Szybko stało się tak, że jak tylko odbierałam jakikolwiek telefon, on ryczał (niemal do słuchawki), że mam mu dać coś słodkiego. Wycofałam się z tej techniki w miarę szybko. I teraz wiem, że wycofanie się czy zmiana jest trudniejsze niż kształtowanie pewnych postaw od samego początku tak, jak byśmy chcieli. Zmiana była trudna, bo na początku, żeby porozmawiać przez telefon zamykałam się w innym pokoju, żeby ryk Jasia nie zagłuszał rozmowy. Wytłumaczyłam mu, że już nie chcę robić tak, że kiedy ja pracuję, on dostaje coś słodkiego. Wytłumaczyłam, że on w tym czasie może zająć się czymś innym i że nie chcę, żeby mi przeszkadzał. A przede wszystkim to wytłumaczyłam samej sobie, że mogę w tej sytuacji wybrać inaczej. Że mam wybór. Mocna reakcja Jasia na zmianę była w zasięgu mojego przewidywania. Nie spodziewałam się, że z uśmiechem odpowie „Dobrze mamusiu”. Ale też zmiana poszła szybciej niż myślałam. Dlatego wiem, że można.

Samodzielna zabawa może być dla dziecka radością i nagrodą samą w sobie. Tyle jest do odkrycia!!! Nieraz doświadczyłam i doświadczam tego, że kiedy ja naprawdę chcę się zająć jakimiś swoimi sprawami i zostawiam dzieciom przestrzeń tylko dla nich, to często mogę liczyć na współpracę z ich strony- one zajmują się same sobą. I nie potrzeba do tego żadnej nagrody ani kary.

5. Grzeczne, niegrzeczne zachowanie ogólnie

Takie drobne codzienne sytuacje. Kiedy chcemy szybko „przywołać dziecko do porządku”, zrealizować jakiś swój plan, który nie zawsze jest zgodny z planem dziecka. Każdemu zdarza się spieszyć i w tym pospiechu chcieć mieć dziecko bardziej współpracujące. Tutaj pokusa sięgnięcia po nagrodę/ karę jest największa. Jakie to sytuacje: umawiam się z koleżanką na kawę, chcę żeby dzieci, generalnie rzecz ujmując, nie przeszkadzały, więc obiecuję, że jak teraz będą cicho, to kupię im potem jakąś zabawkę; trzeba gdzieś zdążyć na czas, dziecko ociąga się z ubieraniem/ jedzeniem- jeśli się pospieszy, dostanie nagrodę. Itd., itp. Zapewne sam możesz przywołać wiele takich sytaucji. Co zrobić w zamian? Po prostu szczerze z dzieckiem rozmawiać. O swoich oczekiwaniach. Stawiać granice, pokazywać konsekwencje- np. takie, że jeśli nie zdąży zjeść śniadania, bo za długo się będzie ubierać/ oglądać bajkę, to wyjdzie głodny. I nie brać wtedy przekąski (mowa o kilkulatku, nie o niemowlaku). I jeszcze na koniec- nie bać się swojego przywództwa w niektórych tematach. Nie oddawać dziecku prawa do decydowania o wszystkim. Jeśli ważne jest dla mnie, żeby dziecko zjadło śniadanie przed wyjściem, to jako szef całego zamieszania tak organizuję czas i podział zadań, żeby czas na śniadanie był.

 

Powyższe opinie są wynikiem moich doświadczeń domowych oraz obserwacji „podwórkowych”. Na pewno nie jest to cała lista popularnych tematów.

Ciekawa jestem Twoich doświadczeń w tym temacie. Jeśli masz ochotę, opisz je w komentarzu poniżej. Czym i w jakich sytuacjach zastępujesz nagrody i kary?