Kraków z dziećmi w dwa dni.

Do Krakowa jedziemy na dwa dni. Tak się akurat składa, że możemy wycieczkę połączyć z wyjazdem służbowym męża. Te dwa dni chcemy dobrze zagospodarować. A z drugiej strony- podróżujemy po to, żeby odpocząć (aktywnie) i robić rzeczy (zwiedzać) w swoim tempie, a nie na zaliczenie.

Do Krakowa docieramy we wtorek późnym wieczorem. Dzieciaki śpią w samochodzie, więc mają jeszcze zapas sił na wieczór…:-) Idziemy więc na krótki spacer po centrum, kolację, podziwiamy Kraków nocą:-) 

Następnego dzień rozpoczynamy od pysznego śniadania w lokalnej cukierni. Naszym celem na poźniej jest Wawel. Zanim jednak do niego dotrzemy, to zawrócimy jeszcze do tej samej cukierni, bo okaże się, że została tam ulubiona zabawka, a dokładnie najcenniejsza karta piłkarska synka (bawił się nimi przy stoliku). Niestety karty nie znajdujemy, a tym samym mamy jakąś godzinę w plecy, jedną marudę na pokładzie (trudno przeboleć stratę Neymara;) i już mały ubytek sił. Udaje nam się jednak jakoś pokonać ten mały kryzys- odpoczynek na ławce i karmienie gołębi dodają nam sił. Idziemy więc znów do celu, jakim tego dnia jest Wawel. Najpierw dostajemy się do rynku- tam znów gołębie.

    

Sprawdzamy czy uda nam się kupić bilety do muzeum w Sukiennicach, niestety nie ma szans, żeby dostać bilety na ten sam dzień. Były pączki, to muszą być też precle:-) Snujemy się trochę po małych sklepikach- galeryjkach podziwiając piękne koty i anioły w witrynach. W okolicy rynku wstępujemy też do Muzeum Figur Woskowych. Uwagę Jasia przyciągnął ‚żywy’ Jaś Fasola w wejściu. Dzieci po raz pierwszy zwiedzają takie muzeum. Najwięcej radości sprawiają im dźwięki, które pojawiają się przy poszczególnych postaciach (oraz sprawdzanie gdzie umieszczone są czujniki ruchu, które te dźwięki wydają:-). Same postacie budzą większe moje niż ich zainteresowanie. Jest Harry Potter i Shrek, ale tego pierwszego jeszcze w ogóle nie kojarzą, a na tego drugiego mój syn wykrzykuje- „mamo, zobacz, z Twojej ulubionej bajki”;-) Próbuję im opowiedzieć o Michaelu Jacksonie czy Leo Dicaprio (nawiązując do Titanica), ale to raczej nudne historie dla kilkulatków. 

Z podobnych atrakcji-  wstępujemy też do Labiryntu Luster. I to jest atrakcja, która starszemu synkowi z całego dnia podoba się najbardziej. Wchodząc, gubimy żeton, który w jakiś magiczny sposób zaplątał się w kurtce i nie możemy go znaleźć. Na szczęście nie musimy kupować nowego, miła Pani wpuszcza nas przez bramkę. Labirynt jest mały. Całość można przejść w kilka minut. A dokładnie to chyba w dwie minuty:-) Wejście kosztuje bodajże 14,00 PLN. Jeden bilet wystarcza na naszą trójkę. Zakłada się foliowe rękawiczki, żeby nie brudzić luster. I to właśnie jest to, co małe tygryski lubią najbardziej. Zwłaszcza jeśli w takim miejscu są po raz pierwszy. Piszczą z radości i mogliby tak chodzić w kółko po sto razy:-)

Ja niemal piszczę z radości, kiedy wchodzimy do księgarni Bona. Nie trafiamy tam przypadkowo. To jeden z naszych celów na mapie w drodze na Wawel. Uwielbiam takie klimaty. Książki, mała restauracja, widok na boczne, urokliwe uliczki. Przystępne ceny jak na centrum Krakowa. Posilamy się, odpoczywamy i ruszamy zobaczyć smoka… bo niektórzy z nas wciąż są w wielkiej niepewności czy ten smok jest żywy czy nie:-)

Kraków Precle.

Na Wawelu kupujemy bilet, żeby przejść ścieżką przez smoczą jamę. Taki bilet dla dorosłych kosztuje 3,00 PLN, dzieci do 7 roku życia wchodzą za darmo. Idziemy najpierw na wzgórze, po drodze podziwiając widoki wiślane. Na górze z daleka przyglądamy się dziedzińcowi (dzieci nie chcą wejść:-), czekając aż wycieczki szkolne zejdą do jamy i będziemy mogli iść bez tłumu. Na dziedzińcu są kamienne ławki, które okazują się nie lada odkryciem, bo można po nich malować kamieniami. Siedzimy tam więc dłuższą chwilę. Artyści malarze ozdabiają ławkę na Wawelu, a ja kontempluję widoki i obserwuję turystów:-) W smoczej jamie jest ciemno, wilgotno, schodzi się w dół długimi schodami. Młodsze dziecię bardzo jest podekscytowane i ciekawe smoka, więc to radosne oczekiwane pomieszane z nutką niepokoju warte jest tych schodów. A już widok smoka ziejącego tudzież ‚palącego’ ogniem, jak mówi córka, jest najlepszą dla niej nagrodą. Nie wiem jaka magia jest w tym smoku, jednak na wyobraźnię 4-latki działa niesamowicie. Jest zachwycona smokiem i czekamy na kolejne zionięcia ogniem, które są co kilka minut. Smoka wspominamy jeszcze długo po powrocie. W drodze powrotnej z Wawelu przysiadamy na jednej z ławek nad brzegiem Wisły. Obok takiego widoku nie możemy przejść pospiesznie. 

Tyle relacji z centrum Krakowa. Następnego dnia znów docieramy na rynek. Udaje nam się wysłuchać hejnału, jednak nie możemy dostrzec trębacza. Potem trafiamy na rekord guinessa w jednoczesnym podbijaniu piłki organizowany przez RMF FM. Dla 6-latka, to nie lada gratka. 

Następnie zwiedzając inną część rynku niż poprzedniego dnia (inne boczne uliczki) spod teatru Bagatela jedziemy do Ogrodu Doświadczeń. Chwilę się waham- czy Ogród Doświadczeń czy może wystawa Titanica i Kazimierz, zostaję jednak przegłosowana- dzieci oczywiście chcą na ‚plac zabaw’. 

I to jest chyba najlepszy plac zabaw na jakim do tej pory byliśmy:-) Oczywiście mówiąc w przenośni. Bo to nie jest zwykły plac zabaw. To jest plac zabaw, na którym można eksperymentować, poznawać prawa fizyki i nie tylko i przy tym wszystkim świetnie się bawić. 

Miejsce jest oddalone spory kawałek od centrum, ale bez problemu można się tam dostać komunikacją miejską czy zaparkować po drugiej stronie ulicy przy centrum handlowym. 

Wchodząc do ogrodu mamy też widok na Tauron Arenę, co dla kilkuletniego fana piłki nożnej jest dodatkową atrakcją:-) Cały ogród podzielony jest na kilka części: mechaniczną, magnetyczną, optyczną, akustyczną, hydrostatyczną. Jest też ogródek ze skałkami z różnych stron Polski, ogródek zapachowy z roślinami i labirynt (Lem-birynt). 

Bilet normalny kosztuje 12,00 PLN, ulgowy 10,00 PLN. Dzieci do 3 roku życia wchodzą bezpłatnie.

W ogrodzie można spędzić dobre pół dnia, jeśli chce się przejść przez wszystkie stanowiska. Można odpocząć na trampolinach, jest nietypowa huśtawka. Są skałki, pachnący ogród i wiele wiele miejsc, w których można przystanąć lub przysiąść na dłużej. Strefa dźwiękowa budzi duże zainteresowanie- nie tylko nasze. Mówisz do ‚głośnika’, dźwięk biegnie rurą i wydobywa się z drugiej strony- czy jest lepsza lekcja fonii niż ta:-)? 

Mnie ogród zauroczył. Do tego trafiliśmy na wspaniałą pogodę. Nie było gorąco, nie padało. 

Na miejscu są toalety i mała gastronomia, w której można kupić gofra, naleśnika. Warto mieć ze sobą jakieś przekąski, wycieczka w ogrodzie może zmęczyć i pobudzić apetyt:-) I choć przy kasie biletowej powiedziano nam, że zwiedzanie trwa ok. 1,5h my w ogrodzie spędziliśmy ok. 4 godzin. 

Gorąco polecamy to miejsce i jeśli zastanawiacie się, jak zagospodarować np. jakiś wakacyjny weekend to wypad do Krakowa może być świetną opcją. Dajcie znać, jeśli się wybierzecie!