Trudny powrót do przedszkola.

CAM03616
Tematów jest sporo. Jednak sytuacja z piątkowego poranka podsunęła mi materiał, który wart był opisania na gorąco.

Miał być tekst o tym jak wybrać fotografa do sesji dziecięcej albo o tym jak u nas wygląda BLW, o tym kiedy pójść na pierwszą wizytę do dentysty, ewentualnie o tym jakich błędów nie popełniam już przy drugim dziecku. Mam też w planie napisać o przyczepce rowerowej, której używamy, o chustonoszeniu w naszym wydaniu. Jednak sytuacja z piątkowego poranka podsunęła mi materiał, który wart był opisania na gorąco.

Jasiu po wakacjach wrócił do przedszkola. Miał prawie trzymiesięczną przerwę, bo w czerwcu chodził już w kratkę, a przez lipiec i sierpień był w domu. Za przedszkolem nie tęsknił. Kiedy pod koniec sierpnia zaczęliśmy go oswajać z tematem powrotu do przedszkola, nie tryskał radością. Pogodził się z faktem, że taka kolej rzeczy, ale daleki był od entuzjazmu. Dzień czwarty przedszkola. Tak się złożyło, że to ja odprowadzałam Jasia (jeździmy z mężem wymiennie). I to, co się wydarzyło tego poranka, otworzyło mi nieco szerzej oczy na wydarzenia ostatnich dni.

Zaprowadziłam Jasia do sali, drzwi były otwarte. On pobiegł do stolika, na którym czekało już śniadanie, ja stanęłam w drzwiach, bo chciałam jeszcze zamienić dwa słowa z panią. Pani nauczycielka rozmawiała akurat z inną mamą, więc czekałam w drzwiach. Trwało to może niecałą minutę. Dzieci jadły śniadanie. Pani w którymś momencie przerwała rozmowę i zdenerwowana zwróciła dzieciom uwagę, że ona teraz rozmawia, co nie oznacza, że one mają być głośno. Podeszła do stolików i upomniała dzieci, przypominając reguły, że przy jedzeniu mają nie rozmawiać. Nie wsłuchiwałam się w te reguły, bo zauważyłam podkówkę na ustach mojego dziecka, które po chwili wybuchnęło głośnym lamentem (choć już od bardzo dawna nie płakało podczas rozstania w przedszkolu). Pośród płaczu unosiło się „mamusiu, jesteś za długo”. Zapytałam czy chce, żeby go przytulić, podbiegł do mnie, wtulił się w płaczu. Dałam mu całą miłość, którą w tym momencie miałam i spytałam czy mam już iść. Pokiwał głową na tak i zapytał kiedy przyjdę. Powiedziałam, że zaraz po obiedzie. Pani wzięła go za rękę, pomachałam mu jeszcze w drzwiach i poszłam. Drzwi zostały otwarte, a ja zatrzymałam się na korytarzu z drugą mamą, plotkując o życiu przedszkolnym. Na plotkowaniu jednak nie mogłam się skupić, bo dochodził mnie krzyk pani z sali, która upominała dzieci, że jest jej za nie wstyd. Że zachowały się bardzo niegrzecznie, że teraz ma być cisza jak makiem zasiał. Ja wiem, że panie nauczycielki muszą czasem krzyknąć, żeby zostać usłyszane. Wiem, że muszą się trzymać zasad, żeby jakoś „ogarnąć” grupę. Wiem, że nie zawsze jest czas na empatię wobec każdego dziecka. Nie rozumiem jednak dlaczego autorytet buduje się na zastraszaniu dzieci. Te dzieci współpracowały ze strachu. To jednak temat na inny wątek. W tym poście chciałam napisać jak trudne dla dziecka może być dostosowanie się do reguł i zwyczajów innych niż panujące w domu. To dla maluchów naprawdę ogromny wysiłek.

Jaś od wtorku wracał do domu z dnia na dzień coraz bardziej rozdrażniony. Szukaliśmy uzasadnienia w nowym rytmie, w niewyspaniu, w tym, że ciężko mu się przestawić na nową, powakacyjną rzeczywistość. To wszystko ma znaczenie. Jestem jednak na sto procent przekonana, że największym powodem rozdrażnienia mojego dziecka jest to, że w przedszkolu się spina, dostosowuje do reguł, próbuje wpasować w oczekiwania nauczycieli. W domu ten cały stres puszcza. Dzieci w różny sposób odreagowują. Cieszę się z tego, że moje dziecko czuje się w domu bezpiecznie, że wie, że może być sobą i odreagować tak jak potrafi, czyli w jego wydaniu „wypłakaniem” tego stresu. Dzisiaj zobaczyłam wyraźnie, ile wysiłku kosztuje mojego syna dostosowanie się do reguł „społecznych”. Pamiętajmy o tym w tych pierwszych dniach szkoły, przedszkola.

Powrót po wakacjach czy też pójście do przedszkola po raz pierwszy może być dla dzieci dużym stresem i mogą potrzebować trochę czasu, żeby się z tą nową rzeczywistością w swoich niedojrzałych umysłach uporać. Warto dać im ten czas i nasz spokój w tych trudnych chwilach. Jak możemy to zrobić? Przede wszystkim sami zachowując spokój. Nie jest to łatwe. Sama wiem. Kiedy jednak przypomnimy sobie, że nasze dziecko w dany sposób odreagowuje stres, a nie działa przeciwko nam, nie robi nam złość, nie jest rozbeczaną marudą itp., łatwiej te trudne chwile znieść.

Mój syn w tych trudnych momentach nie chce rozmawiać o przedszkolu. Na nic wtedy podpytywanie. Daję mu spokój, choć zżera mnie ciekawość co tam dziś w przedszkolu się działo. Na opowieści przyjdzie jednak czas, kiedy będzie zrelaksowany i będzie miał ochotę na ten temat rozmawiać. Dociskanie i wypytywanie na siłę wpływa negatywnie.

Na ten trudniejszy czas staram się zapewnić Jasiowi jakieś zajęcie na popołudnie (czasem po przedszkolu wracamy do domu i robimy nic, czyli każdy zajmuje się sobą). Tak żeby o przedszkolu trochę zapomniał, angażując się w coś nowego, ale też coś co jest dla niego w tym momencie „do udźwignięcia”. Czyli na przykład zanim w piątek po południu zafunduję mu wyjście do parku w towarzystwie przyjaciół (moich i jego) najpierw sprawdzam w jakiej jest kondycji psychofizycznej. Czy nie jest zbyt zmęczony i zbyt rozdrażniony na dodatkowe bodźce.

I ostatnie, co mi teraz przychodzi to rozmowa z dzieckiem wtedy, kiedy jest na tę rozmowę gotowe. Pomoc w nazwaniu i zrozumieniu tego, co teraz czuje, czego się obawia, co lubi w przedszkolu. A nade wszystko- zaufanie do naszego dziecka. Ono sobie z tą sytuacją poradzi. Przy naszym wsparciu będzie mu po prostu łatwiej przez te trudy przejść.