Dzieci są filozofami z urodzenia. Mają naturalny dostęp do swojej głębokiej mądrości. Mają też zdolność do wyrażania jej. Dopóki nie przekonają się, że to o co pytają może być głupie, śmieszne, niepotrzebne.
– Kocham Cię syneczku!
– A co to znaczy, że mnie kochasz?
– Mamo pan w telewizji powiedział 'życie’. A co to jest życie?
O tym, co odpowiadam na „kocham Cię” pisałam kiedyś w poście na elephant.coaching. Przeniosę go teraz tutaj:
Bawimy się z Jasiem. Mamy bardzo miłe przedpołudnie. Układamy klocki, puzzle. Jasiowi coraz lepiej wychodzi układanie puzzli, jest z siebie zadowolony (o tym jak staram się go motywować i dlaczego już nie mówię „brawo, udało ci się”- w innym wpisie). Później przychodzimy do innego pokoju i pada „mogę bajkę?”. Tak, tak, wiem. To niepedagogiczne i niezdrowe i jeszcze jest milion innych przeciw. Moje dziecko ogląda bajki. I nie jest maniakiem, którego nie można oderwać od telewizora. Ale nie o tym chcę. Włączam telewizor i w momencie, w którym naciskam guzik pilota słyszę „kocham Cię mamo”. I już, już mam na końcu języka, żeby powiedzieć, że „chyba się tak cieszysz na te bajki i za to mnie kochasz” albo jeszcze gorzej „kochasz mnie pewnie za to, że włączam ci bajki” kiedy na całe moje szczęście nie zdążam nic palnąć i nie zagłuszam drugiej części tej wypowiedzi, w której słyszę „lubię z Tobą układać puzzle”. Przytulam i mówię, że też go kocham.
A potem chwilę się zastanawiam- skąd we mnie myśl, że mój mały synek kocha mnie za coś? Powiecie, że ten przypływ uczuć to po tej udanej zabawie i to też za coś. Może tak. Ale też z pewnością wszyscy rodzice wiedzą, że ich dzieci kochają je bez względu na to, co robią, czego nie robią. Jak łatwo przypisać dziecku złe intencje… Jak łatwo samemu zaszczepić w nim przekonanie, że kocha się za coś. Jak łatwo wreszcie zranić je swoim osądem.
Warto czasem zrobić pauzę i pozwolić słowom wybrzmieć do końca. Także tym dziecięcym.