Dzieci pragną być widziane przez rodziców cały czas, kiedy to tylko możliwe. Zobaczenie dziecka tak naprawdę- takiego jakie jest faktycznie, a nie takiego jakie kreujemy je w naszej wyobraźni albo jakie chcielibyśmy, żeby było- pomaga budować prawdziwą więź.
Opowiem Ci krótką historię, która przydarzyła mi się nie tak dawno temu. Umówiłam się z koleżanką i jej dzieckiem na placu zabaw w parku. Był to początek września. Był akurat piękny, słoneczny tydzień, który nastał po kilku deszczowych i chłodnych dniach. Wcześniejsza plucha i chłód odciągnęły nas od wycieczek rowerowych, które uwielbia nasz starszy syn. Dużo przez wakacje pedałowaliśmy, a wolne popołudnia często spędzaliśmy albo na wycieczkach rowerowych, albo choć na placu zabaw, na którym Jasiu jeździł sobie w kółko rowerem. Kiedy znów zrobiło się przyjemnie ciepło, powróciła chęć na rower, ale jakoś ciągle brakowało na to czasu. Przez kilka kolejnych popołudni wskakiwały inne plany. Jednym z tych planów było, wspomniane wcześniej, spotkanie z koleżanką w parku. Jesteśmy tam sobie razem, dzieciaki bawią się wesoło, Jaś odrobinę się nudzi, bo nie ma żadnego kompana do zabawy (dziecko koleżanki w wieku mojej młodszej córki- czyli już nie ta kategoria wiekowa dla Jasia:). Ale jest generalnie nieźle. Jasio sam znajduje sobie rozrywki. Jednak po jakiejś dobrej godzinie przychodzi z petycją, że on chce już wracać do domu i wyjść jeszcze na podwórko pojeździć na rowerze. Ale jak to?- moja pierwsza myśl. Przecież jest tak fajnie.Zwłaszcza dla mnie:). Mogę sobie po babsku poplotkować. Zuzia też zadowolona bawi się w piaskownicy. W pierwszym odruchu mam ochotę powiedzieć to właśnie Jasiowi- no jak to, nie podoba Ci się? Ale gryzę się w język. Dukam coś w stylu- a czemu chcesz wracać, może pomóc Ci znaleźć jakiegoś kolegę, itp. Ale w głębi duszy już wiem, że nic tu nie wskóram. Od kilku dni jest znów ciepło, a my przez te kilka dni nie byliśmy na rowerze. Nie mam szans. Nic nie stanowi konkurencji dla roweru. Próbuję jeszcze opcji, że może tata będzie wracał z pracy koło parku i zabierze Jasia, ale ten chytry plan nie przechodzi, bo tata jeszcze nie wraca. Umawiam się więc z Jasiem tak, że zostaniemy w parku jeszcze pół godziny, a potem po powrocie do domu wyjdziemy jeszcze na pół godziny na rower. No i jest git. Propozycja przyjęta, Jasio biegnie się bawić. Co jakiś czas podlatuje tylko do mnie, pytając czy już idziemy. Wtedy stopniuję mu czas, że jeszcze 25 minut, 20 itp. Nie patrzę na zegarek. Tak mniej więcej to liczę. Z przechyleniem na więcej w stronę dłuższego pobytu w parku:) Zbieramy się po jakichś 45 minutach. Wracamy do domu, idziemy na obiecany rower (choć już mi się nie chce, ale umowa, to umowa). Po jakichś 15 minutach pod dom podjeżdża tata i razem wracamy do domu. Jednak Jasiowi pomysł powrotu do domu się nie podoba. Jest mocno niezadowolony. Ja jednak nie pozostawiam miejsca na negocjacje czy dyskusje. Robi się późno. Pora wracać do domu.Kropka. Na klatce schodowej rozpoczyna się szloch, który przeradza się w płacz. Jasiek jest wściekły, że już wracamy. Próbuję złapać tzw. połączenie, nazwać to, co się dzieje, dać ujście emocjom, nasza rozmowa wygląda mniej więcej tak:
– Widzę, że jesteś niezadowolony z tego powodu, że już wracamy. Byliśmy trochę na rowerze, tak jak się umawialiśmy, teraz wracamy.
– To niesprawiedliwe!- krzyczy Jasiu!
– Ale co jest niesprawiedliwe? Przecież poszliśmy, tak jak się umawialiśmy.
– Ale byliśmy krócej.
– Woops.
Woops wypowiadam tylko w myślach- przecież 4,5 latek nie może mieć na tyle rozwiniętego poczucia czasu, żeby wiedzieć, że byliśmy krócej- (prawda?:) Trwam przy swoim- czyli próbuję tłumaczyć, że byliśmy mniej więcej pół godziny dłużej w parku i pół godziny na rowerze. Nie pomaga. Jasio jest zły. Biorę go zapłakanego do mycia. W głowie cały czas wybrzmiewa mi- znajdź połączenie. W myślach słyszę głos mojej ulubionej trenerki od pracy z dziećmi Janet Lansbury – „find connection”. Ok, tylko jak to zrobić. Zwłaszcza jak jest niezbyt fajnie. No trochę może oszukałam z tym czasem, ale przecież tylko trochę. Nie sądziłam, że się zorientuje. A przecież teraz się nie przyznam, że wiedziałam, że w parku byliśmy dłużej, na placu krócej i że jeszcze w dodatku planowałam ten rower na krócej. Jak znaleźć to połączenie? Przecież ono jest kluczowe, zwłaszcza w takich trudnych sytuacjach. Próbuję jeszcze raz.
– Jesteś zły?
– Tak! To niesprawiedliwe!
– Masz rację. Przepraszam Cię, bo faktycznie w parku byliśmy trochę dłużej, a na rowerze krócej. Zgodzisz się, żebyśmy jutro poszli na całe popołudnie na rower?
Kurtyna. Twarz Jasia się rozjaśnia. Płacz ustaje. Przytula się i już jest w porządku. Bardzo chciał zostać zobaczony. A ja trochę nie chciałam widzieć tego, co było naprawdę. Bo to czasami trudne- przyznać się przed samym sobą, że zawaliłam, że rozczarowałam, że naumyślnie zmanipulowałam itd. To trudne, ale możliwe.
Opisana sytuacja jest z gatunku tych trudniejszych. Dzieci pragną być widziane przez rodziców cały czas, kiedy to tylko możliwe. Także w radości, szczęściu- wtedy jest nieco łatwiej. Dlatego powtarzam jak mantrę, że to jakim jesteś rodzicem, to kwestia przede wszystkim tego, jak sobie radzisz ze swoimi emocjami.
A jak jest u Ciebie?
Jeśli chcesz nauczyć się lepiej radzić sobie ze swoimi rodzicielskimi emocjami, zapraszam Cię na mój kurs on-line „Sekret spokojnego rodzica”.