Ile razy pomyślałeś tak o swoim dziecku (być może czasem nawet swoje myśli wyartykułowałeś w jakiejś mniej lub bardziej przystępnej formie:). Wiadomo, dzieci w pewnym wieku gadają non stop. Ale dziś nie o dzieciach, a o rodzicach.
Ja ostatnio przyłapałam się sama na trzech sytuacjach, w których już, już miałam na końcu języka jakieś jeszcze jedno dodatkowe okrągłe zdanko, ale udało mi się go nie wypowiedzieć. Tak udało mi się, bo to wbrew pozorom wcale nie taka łatwa sztuka.
„Trzymanie na wodzy ust i języka wymaga co najmniej tyle samo wysiłku, co powiedzenie czegoś”.
Kiedy udało mi się zamknąć dziób:
1. Zmywarka.
Moje dzieci zwykle rozpakowują zmywarkę razem i mają z tego frajdę. Robią to nie proszone przeze mnie- to znaczy nie jest to ich obowiązek, po prostu w części obowiązków domowych chętnie z własnej woli uczestniczą. Zaczynają wyciąganie od sztućców, które w naszej zmywarce są na najwyższej półce. Zuzia (2,5 l.) stoi z jednej strony, Jaś (5 l.) z drugiej. Po stronie Zuzi jest tylko kilka sztućców, po Jasia stronie jest pełno. Dzieci podają mi sztućce, ja wkładam je do szuflady (mamy taką taśmę, którą przy okazji polecam, bo nie dość, że można dzieci zaangażować w robienie czegoś wspólnie, to jeszcze faktycznie można na tym skorzystać i wyładować wszystko szybciej:). Łyżki po stronie Zuzi szybko się kończą i Zuzia głośno okazuje niezadowolenie, że ona nie ma już nic do wyciągania. Już, już mam poprosić Jasia, żeby dał Zuzi trochę ze swojej części, ale właśnie tutaj udaje mi się nie wychodzić z inicjatywą, tylko poczekać na rozwój wydarzeń. Jasio sam wpada na takie rozwiązanie, daje Zuzi kilka rzeczy, ona podaje mi i tak już do końca. Jasiu do Zuzi, Zuzia do mnie. Dlaczego uważam, że lepiej, że Jaś na to sam wpadł niż że to ja bym mu zasugerowała takie rozwiązanie? Po pierwsze- ja nie wpadłam na rozwiązanie taśmy, chciałam, żeby Jasiu podał jej choć kilka sztuk, więc jego rozwiązanie było lepsze niż moje. Po drugie- zawsze, kiedy mogę, staram się nie wtrącać w sprawy pomiędzy nimi, bo wierzę, że dzięki temu pomagam im budować ich relację, tę, która jest tylko pomiędzy nimi, bez udziału dorosłych. Kiedy się wtrącam, ZAWSZE opowiadam się po czyjejś stronie. W tym wypadku byłaby to strona Zuzi (pozornie poszkodowanej). Nawet jeśli robię to delikatnie- pytając Jasia czy jej kilka sztućców odstąpi i mając w sobie otwartość na to, że on może się nie zgodzić- czyli próbując zachować neutralność. Jednak odbieram im tym samym sprawczość- że w takich sytuacjach są w stanie znaleźć rozwiązanie sami. Nie wtrącając się, daję im zaufanie. Dzięki temu, że się wycofam z tym, co moje, mogę też zauważyć, że wiele sytuacji między nimi wcale nie musi się zakończyć konfliktem (a taką obawę miałam, kiedy chciałam się wtrącić). Także warto (przynajmniej czasem) zamiast dobrej rady dać zaufanie.
2. Podkładki na stół.
Jak pisałam wyżej dzieciaki często chętnie uczestniczą w pracach domowych (ciekawe czy im kiedyś przejdzie:-) Jaś z zapałem ściera kurze, Zuzia mu dzielnie pomaga. Na stole mamy podkładki na talerze. W komodzie mamy schowane inne podkładki- od czasu do czasu je wymieniamy. Dawno tego nie robiliśmy i przy którymś sprzątaniu Jaś wpada na pomysł, że weźmie z szuflady inne podkładki. Wpada też na pomysł, że może położy jedną białą, a jedną niebieską. I znów jestem bardziej niż bliska temu, żeby powiedzieć, że to nie będzie pasować, że jeśli chce zmienić to niech wybierze ten sam kolor- czyli generalnie mam ochotę skrytykować jego pomysł. I tu znów mam moment zatrzymania. Myślę sobie- ok, niech położy jedną taką, jedną taką i sam zdecyduje czy to pasuje. Nie kładzie ich na zawsze i przy kolejnym sprzątaniu możemy znów zmienić na moją wersję kolorystyczną. Udaje mi się powstrzymać ze swoim i dać przestrzeń na jego. Po co? Po to, żeby budował zaufanie do siebie, także w kwestii gustu. Jego gust, to jego gust, mój to mój. Mam poczucie, że dzieci w tak wielu, wielu sprawach polegają na opinii rodzica, że jeśli tylko jest możliwe danie im pola, w którym mogą odnajdywać siebie, to warto to robić.
3. Biała koszula.
Jasiu ma występy w przedszkolu. Pani prosi, żeby dzieci były ubrane na pomarańczowo-brązowo. Taki jesienny akcent. Jaś ma jedną białą koszulę, która jest zarezerwowana na specjalne okazje, czyli między innymi przedszkolne wystąpienia. Koszule uwielbia i z wytęsknieniem czeka, kiedy znów będzie na nią okazja. Kiedy zbliża się termin przedstawienia (przypominam o nim Jasiowi na kilka dni przed), Jasio pyta czy może pójść w białej koszuli. Już, już mam na końcu języka takie kategoryczne „nie”, ale jakimś cudem znajduję w sobie otwartość na jego perspektywę. Czyli jestem w stanie powiedzieć „Widzę, że bardzo lubisz swoją białą koszulę. Pani prosiła, żebyście mieli pomarańczowe ubrania. Jeśli chcesz zapytamy jutro Pani czy nie będzie miała nic przeciwko temu, żebyś Ty wystąpił w białej koszuli. Ok”. OK. Pytamy Pani, Pani się zgadza. W dniu przedstawienia upewniam się „Jasiu, prawdopodobnie wszystkie dzieci będą dzisiaj na pomarańczowo. Jeśli weźmiesz białą koszulę, będziesz miał inny strój niż wszyscy. OK dla Ciebie?”. Dla Jasia jest to bardziej niż ok. Jak widać, potrzeba bycia sobą jest czasem większa niż potrzeba przynależności. I cieszę się, że mogę moje dziecko w tym wspierać. Sygnał ode mnie, że to ok, że chcesz być inny, jest dla niego sygnałem- mogę być sobą i nie ulegać presji grupy. Oczywiście, to tylko początek całego procesu socjalizacji, ale w moim odczuciu to właśnie te małe, codzienne sytuacje budują całość, która składa się na poczucie wartości dziecka i na to, co o sobie myśli.
P.S.
I jeszcze jedna sytuacja sama mi się 'napatoczyła’ w ostatnich dniach.
Pizza.
Jemy kolację. Zuzia już zmęczona, trochę marudnawa. W zasadzie już kończymy jeść, kiedy nagle i zupełnie niespodziewanie słyszę pytanie Jasia do Zuzi: „Zuzia, chcesz pizzę?”. Mało nie padam z wrażenia, w duchu przeklinając „Jasiu, czy Ty nie wiesz, że Zuzia wszystko traktuje serio i zaraz na pewno będzie chciała żeby jej zaserwować pizzę. A tego teraz nie mamy w planie. Więc skończy się rykiem, pt. mamo, chcę pizzę”. I już, już mam wkroczyć, żeby zareagować, kiedy moje oczy otwierają się ze zdumienia. Jaś ma w ręce magnes z lodówki, na który nakleił plastelinę. To jest jego pizza, którą częstuje Zuzię, co ona podłapuje, więc zaczynają się bawić. Wypuszczam powietrze. Patrzę na nich z miłością i znów myślę sobie „A widzisz, brak reakcji jest czasem najlepszą reakcją”.