W ostatnich dniach poprowadziłam klika warsztatów dla rodziców związanych z przysłowiowym buntem dwulatka. Mogłam na ten temat popatrzeć z perspektywy przeszło 20 osób i chcę się dziś podzielić swoimi ogólnymi spostrzeżeniami w tym temacie. Może znajdziesz w nich coś, co i Ciebie zainspiruje do tego, żeby inaczej spojrzeć na relację z dzieckiem.
Czym jest bunt dwulatka?
W trakcie moich warsztatów, ale też przed nimi usłyszałam kilka razy, że nie powinny nazywać się „bunt dwulatka’, bo taki tytuł zawęża grupę odbiorców. A przysłowiowy bunt nie kończy się wraz z trzecimi urodzinami. Niektórzy rodzice mówią, że potem jest bunt czterolatka, pięciolatka itd.
Myślę, że to co nazywamy buntem- czyli swego rodzaju dążenie dziecka do niezależności- towarzyszy nam przez całe życie. Bowiem nawet dorosłe dzieci mogą się buntować, kiedy ich rodzice ograniczają ich wolność:-)
O co więc chodzi w buncie? Jak dla mnie chodzi głównie o to, że nasz słodki osesek, który do tej pory był w 100 %, a nawet w 1000 % od nas zależny, zaczyna odkrywać, że są obszary, w których zależny już nie musi być.
- Może od nas odbiec, a nawet nam uciec.
- Może zaprotestować przy zakładaniu ubrania, które mu proponujemy.
- Może się bardzo zdenerwować, kiedy w sklepie nie dostanie jajka niespodzianki, które właśnie sobie upatrzył.
I w moim odczuciu, to właśnie o te emocje przede wszystkim chodzi.
Duże emocje małych z dzieci, z którymi ich rodzice nie są w stanie sobie poradzić.
A nie radzą sobie z nimi często dlatego, że im samym nie można było kiedyś tak silnych emocji odczuwać.
Dlaczego dorośli nie radzą sobie z buntem dwulatka?
Powiedzenie dzieci i ryby głosu nie mają nie tyczyło tylko tego, co dziecko ma do powiedzenia werbalnie. Ono obowiązywało także w komunikacji pozawerbalnej, czyli np. przy wyrażaniu emocji niekoniecznie słowami. A więc kiedy dziecko krzyczało, tupało, płakało i robiło to wszystko, czego dorośli nie cierpią:-)
Tak to jest skonstruowane, że często silne emocje naszych dzieci, budzą w nas- dorosłych lęk, niepokój i wolimy je stłumić.
A nuż jeszcze doszukalibyśmy się podobnych emocji u siebie. One leżą w nas często gdzieś głęboko pogrzebane i wychodzą z nas różnymi porami na skórze i o różnych, czasem niespodziewanych porach;-) Bo są niedożyte. Stłumione. Upchnięte gdzieś głęboko.
Jak pomóc dzieciom, które doświadczają silnych emocji?
To, co możemy zrobić najlepszego dla naszych dwulatków, to pozwolić im te emocje przeżyć.
Dać przestrzeń, żeby mogły wybrzmieć. Nie bać się ich. Ale też nie zarażać się nimi, pamiętając, że to nie są nasze emocje. Zauważyć te emocje. Pomóc je czasem nazwać. Tylko tyle i aż tyle. Bo to trudne i proste zarazem. Proste, bo jedynym narzędziem, jakiego tu potrzebujemy jest nasza akceptacja tych emocji i uważność na nie- tak, żeby dziecko czuło, że może je przy nas wyrazić bez naszej oceny. Trudne- bowiem często pozwalamy naszym dzieciom na tyle, na ile sami sobie wewnętrznie pozwalamy. I poszerzanie tych granic jest trudne.
To dlatego niektórzy rodzice mówią, ze bunt dwulatka nie kończy się chyba nigdy. Oczywiście, że w takim ujęciu nie kończy się, bowiem dziecko będzie przez całe życie dążyć do tego, żeby wyrazić swoje emocje i być w tym zauważonym przez rodzica. Może być też tak, że rodzic zastosuje bardzo skutecznie środki masowego rażenia i szybko nauczy dziecko, że co jak co, ale przy nim to emocji nie ma co okazywać. Taki rodzic powie też zapewne, że u niego bunt dwulatka trwał miesiąc i szybko sobie z nim poradził. Rodzic może tak. Dziecku z konsekwencjami takiego postępowania przyjdzie radzić sobie przez resztę życia.
Co się stanie? Takie dziecko przede wszystkim przestanie ufać swoim odczuciom. Będzie uważało, że nie jest warte tego, żeby okazywać swoje emocje- bo prawdopodobnie inni i tak je zignorują (schematy komunikacyjne, które tworzą rodzice we wczesnym dzieciństwie w relacji z dziećmi owocują potem całe życie). Takie dziecko będzie też prawdopodobnie zastanawiać się przez resztę życia na ile ocenia swoje poczucie wartości. Na 2, może na 3. W porywach może na 4? Dlaczego? Dlatego, że ważni sami dla siebie możemy czuć się tylko wtedy, kiedy akceptujemy siebie w pełni. Jeśli nie akceptujemy 90% własnych emocji, bo mówiono nam od zawsze, że one są złe, nieważne i mają natychmiast zniknąć, trudno żebyśmy czuli się ważni jako ludzie.
Jak spojrzeć inaczej na bunt dwulatka?
Wracając do buntu dwulatka. Czy wiesz, że nie ma takiego sformułowania po angielsku? W moim ulubionym nurcie wychowawczym, który promuję, czyli RIE w ogóle nie ma takiego określenia. Mówi się tam o dużych emocjach u dzieci, trudnym czasie itp. Czy to nie zmienia perspektywy na to zjawisko? Kiedy mówimy o buncie, rodzi się w nas chęć walki- stłumienia tego buntu. Kiedy mówimy o trudnym czasie, może łatwiej będzie nam postawić się w roli pomocnika, kogoś kto wyciąga do dziecka pomocną dłoń w tym trudnym okresie.
I tego każdemu rodzicowi dwulatka (i nie tylko) życzę. Żebyś myślał o sobie w kategoriach pomocnika swojego dziecka. Żebyś znajdował w sobie spokój i zrozumienie dla emocji dziecka, tak potrzebne mu szczególnie wtedy, kiedy emocje biorą nad nimi górę. Przed naszymi dziećmi jeszcze długa droga do tego, żeby zostać mistrzami inteligencji emocjonalnej i nauczyć się panować nad swoimi impulsami. Dlatego szczególnie w tym okresie
„bądź rodzicem, jakiego potrzebuje Twoje dziecko”