Co oznacza akceptacja emocji w duchu RIE?

W tym odcinku posłuchasz o:

  • po co akceptować dziecięce emocje;
  • że emocje nie są czymś strasznym, czego trzeba się bać;
  • jak okazywanie emocji pomaga w regulacji napięcia;
  • od kiedy zwracać uwagę na emocje dzieci;
  • jak oddzielić emocje od zachowań.

Transkrypcja

Asia: Dzień dobry, dzień dobry. Witamy Was w kolejnym odcinku podcastu dla rodziców pod tytułem „Może być lżej”. 

Justyna: Witam serdecznie.

Dzisiaj razem z Justyną przychodzimy do Was z tematem emocji. Chciałybyśmy Wam opowiedzieć o tym, co według RIE oznacza akceptacja wszystkich dziecięcych emocji. Justyna, jakie są takie główne założenia w RIE, które mówią o tym, jak akceptować wszystkie dziecięce emocje? 

Do tego “jak” to może przejdziemy za chwilę. Najpierw właśnie chciałam powiedzieć, że RIE jest dużym orędownikiem akceptacji każdej możliwej emocji. Czyli wszystko jest OK: płacz, złość, smutek, żal. Te emocje są zdrowe, ważne, potrzebne, normalne, rozwojowe. I dzieci potrzebują naszej pełnej akceptacji i przestrzeni na to, co czują. Oczywiście nie chodzi o to, żeby akceptować wszystkie zachowania. To od razu na początku podkreślam, bo to jest najczęstszy zarzut wobec tego podejścia. Chodzi o akceptowanie tego, co dziecko czuje. A jak wiecie, już może pamiętacie, RIE opiera się na zaufaniu. I to też jest zaufanie w każdą możliwą emocję dziecka. To jest ogromnie ważne, żeby też dzieci ufały swoim emocjom. Bo emocje to jest dobry mechanizm, który ma nas chronić. Na przykład smutek nam mówi, że coś było dla nas ważnego. Złość najczęściej służy naszej ochronie. Że dziecko na przykład się źle czuje, jest przemęczone, przebodźcowane i czuje złość. To jest taki sygnał, że ono potrzebuje odpoczynku. Więc te emocje mają nam służyć, mają nas wspierać. A jeżeli je tłumimy, to niestety ten mechanizm przestaje funkcjonować, a wręcz działa na naszą szkodę. I w RIE chcemy nauczyć dzieci, że emocje nie są czymś strasznym, czego mają się bać. Tylko chcemy podchodzić do tych emocji, do tych szałów, do tych tornad emocjonalnych, jak ja to lubię nazywać, ze spokojem. Żeby im pokazać ten przekaz, że to nie jest koniec świata, co czujesz. To jest emocja, która przyszła z jakimś komunikatem do ciebie. Ale ja tutaj jestem obok, jestem twoim spokojnym liderem. Ufamy tej emocji, a na zachowanie niektóre nie pozwalamy. Ale same emocje w sobie są ważne. Jak ty to czujesz, czy to dobrze wyjaśniłam?
Jak najbardziej. Myślę, że powiedziałeś tutaj wszystko, co najważniejsze, co mówi RIE. O tym właśnie nie “jak” — bo o tym za chwilę — ale o tym “dlaczego” i po co te wszystkie emocje akceptować. Robimy to po to, żeby to zaufanie, które chcemy budować między nami a dziećmi, miało takie solidne podstawy. Dla mnie to oznacza, że tam, gdzie ja nie akceptuję jakiejś części mojego dziecka, bo na przykład trudno jest mi znieść jego płacz (z tym płaczem często mamy taki duży dyskomfort), to daje sygnał mojemu dziecku, że „jakaś część ciebie jest dla mnie trudna do zaakceptowania”. I że to jest ważne w tej akceptacji wszystkich emocji, że w ten sposób otwieramy taką przestrzeń między nami a dziećmi; taką drogę właśnie — ja to często nazywam — taki most, który budujemy i na którym opiera się to zaufanie.

To, co może być trudne dla rodziców i myślę, że może jak teraz słuchacie, to też możecie się zastanawiać nad tym, co ja mam zrobić, jak to moje dziecko np. wpada w szał i ma to — tak jak to nazwałaś: tornado emocjonalne — mam na to pozwolić? 

No właśnie RIE mówi: na samo tornado — tak, masz pozwolić i dać temu przestrzeń. W miarę możliwości oczywiście, bo wiadomo, że zdarzają się sytuacje, gdzie nam trudno jest dać tę przestrzeń. Na przykład na wizycie u lekarza trudno jest czekać godzinę, aż dziecko się uspokoi. RIE wtedy zaleca np. zabrać dziecko jak najszybciej do miejsca, gdzie ono będzie się czuło bezpiecznie i gdzie my nie będziemy czuli też wzroku innych osób, który sprawia, że nam napięcie rośnie. I dać mu wtedy przestrzeń na to, żeby popłakało, pokrzyczało, potupało. Nie zgadzamy się oczywiście na bicie, na gryzienie, szczypanie, takie rzeczy. To są małe dzieci (bo zazwyczaj te tornada emocjonalne są tak do około 5. roku życia, później to się troszeczkę zazwyczaj uspokaja) i to są dzieci, którym jesteśmy w stanie delikatnie przytrzymać rękę. I tutaj RIE zachęca też właśnie do tego, żeby fizycznie pokazać właśnie, że przytrzymujemy rękę. Dajemy krótki komunikat „nie pozwolę ci na coś”, ale emocje niech płyną. Niech wypłynie to, co w tym dziecku jest i to jest bardzo ważne, że to jest też takie spuszczenie napięcia z dziecka. To dziecko ma bardzo dużo napięcia. I zachowanie dzieci to jest tylko wierzchołek góry lodowej. Tam pod spodem zawsze, ale to zawsze, coś jest.

To jest jedna z moich mantr, którą ja miałam w głowie, że jeżeli moje dzieci dostawały szału i ja nie wiedziałam, o co chodzi. Tak w głowie zawsze mi się tłukło „na pewno jest jakiś powód, na pewno jest jakiś powód”. I to mi tak pomagało przetrwać. Bo to nie jest ani trochę łatwe, zwłaszcza że my tego nie byliśmy nauczeni, bo kiedyś było takie podejście, że się nie płacze, nie złości i dzieci nie mają w ogóle powodów do tego, żeby być smutnymi, złymi, zdenerwowanymi. Także to jest dla nas trudne, dla nas wszystkich. Bardzo mi właśnie pomaga w tym to, że ja cały czas tak obcuję z RIE, z tą filozofią i że ja sobie cały czas przypominam o tym, jakie te emocje są ważne. I nie dość, że się uczy akceptacji emocji dzieci, to się uczy też akceptacji swoich emocji albo też innych dorosłych i staram się właśnie odgraniczać emocje od zachowań. To jest taka ważna lekcja, którą też tutaj   z tego podejścia RIE do emocji wyciągam.

I myślę, że bardzo ważne jest też powiedzenie tego, że dla mnie w RIE to jest genialne, że Magda Gerber, założycielka RIE i Emmi Pikler, z którą współpracowała, o tej akceptacji emocji mówiły już w latach 50. XX wieku, czyli były bardzo postępowe. Dzisiaj, sama wiesz Asia, wszyscy psychologowie praktycznie z tych takich najnowszych nurtów mówią, żeby akceptować te emocje. A one już mówiły o tym wtedy. I co jest dla mnie jeszcze bardziej genialne; one mówiły, żeby akceptować ten płacz od pierwszego dnia życia.


No właśnie. Bo często sobie myślimy tak, że jak on już trochę podrośnie, to już będzie bardziej rozumiał/rozumiała, że u tego lekarza to tam już  nie wypada się tak złościć, tupać czy być właśnie takim rozemocjonowanym tym, co się dzieje. I że wtedy to już będzie dziecku można coś wytłumaczyć, a jak my mu wytłumaczymy, to ono na pewno wtedy już postąpi zgodnie z rozumem. I dla mnie to jest taki rozłam, o którym często mówię. Taki rozłam pomiędzy rozumem a sercem. Czyli kiedy my próbujemy trafić do dziecięcego serca naszym rozumem i mówimy mu: 
„nie czuj tego, co czujesz, bo zrozum, że to jest bez sensu teraz / to jest nieadekwatne / to mi przeszkadza” itd, itd, to to jest bardzo skomplikowana droga do porozumienia. I nie twierdzę, że czasami nie osiągniemy nią efektu, bo czasami oczywiście uda nam się to dziecko przekonać jakąś nagrodą albo karą do tego, żeby ono pohamowało to, jak chce te emocje okazywać. Ale generalnie zgodnie z RIE nie jest to dobry i skuteczny sposób. 

Dlaczego? Dlatego, że też wtedy odbieramy dzieciom to poczucie autentyczności: tego, że ja mogę być naprawdę sobą i że to, co czuję, jest tym, co czuję. To nie jest dla nikogo za duże, za mocne, za małe. Nie jest właśnie nieadekwatne, niepotrzebne, tylko jest prawdziwe i właściwe. I dopiero kiedy dzieci w ten sposób nauczą się oswajać to, co czują, to to jest pierwszy etap wtajemniczenia i przejścia do tego, żeby mogły uczyć się tym zarządzać. Bo my byśmy oczekiwali, żeby dzieciaki potrafiły swoimi emocjami zarządzać. Chcemy je uczyć inteligencji emocjonalnej, tylko bardzo często z takiego naszego przyzwyczajenia, w którym się poruszamy, odbieramy im ten poziom pierwszy, czyli dostęp do tego, co czują. Od tego wszystko się zaczyna. No i to, co powiedziałaś, Justyna: nie czekamy, aż dziecko dorośnie i będzie już wtedy rozumiało. I wtedy będziemy mu tłumaczyć, jak się zachować i jak sobie z tymi emocjami radzić. Tylko od pierwszego dnia życia naszym najmniejszym bobasom po pierwsze pozwalamy przeżywać wszystko, co przeżywają. Czyli jak ten mały nasz bobas płacze w łóżeczku, a wszystko ma zapewnione: ma sucho, jest najedzony, ma odpowiednią temperaturę, ma ciszę, spokój, a dalej tam kwili, no to to, co mówi na przykład RIE, a co może budzić pewne kontrowersje, to nie wkładamy mu smoczka do buzi po to, żeby ten bobas przestał płakać. Tylko nawiązujemy z nim kontakt i pytamy: co się takiego stało?  

Co jest takiego, co sprawia, że jest ci smutno? Czego potrzebujesz? Nawet jeśli ten bobas nie potrafi nam odpowiedzieć, bo oczywiście, że nie potrafi ubrać w słowa tego, co by chciał powiedzieć, to sam fakt, że on się czuje wysłuchany i to, że ktoś go widzi z tym, co przynosi, jest czymś, co może totalnie zmienić Wasze podejście właśnie do akceptacji dziecięcych emocji na przyszłość. 
Tak i to jest bardzo fajna praktyka dla rodziców, żeby oswajać te emocje dzieci od pierwszego dnia, a nie w momencie, kiedy dziecko ma 2-3 lata i dostaje pierwszy szał i rzuca się na ziemię. I wtedy wydaje mi się, że to jest trudne dla rodziców, jak przez pierwsze 2 lata życia mówi się im, ugaś każdy płacz, daj smoczek, daj pierś, żeby dziecko tylko nie płakało i oni tak nerwowo reaktywnie te płacze uciszają, zamiast się im przyjrzeć, zamiast spróbować uważnej obserwacji, a później nadchodzi okres 2-3 lat i znowu psychologowie im mówią, pozwól na te emocje, to jest bardzo trudne, to jest przeskok z jednego spektrum na drugie. Także ja widzę w tym ogromną, ogromną wartość RIE. Może tutaj wrócę teraz do tego pytania, co ty mówiłaś- jak akceptować te emocje na zasadzie takiego zachowania, które mieliśmy ostatnio u nas. Była taka sytuacja, że jedno właśnie z moich dzieci, kiedyś to wspominałam, jak jest smutne, to nie płacze najczęściej, tylko pierwsze się zwraca do takiej demolki, bym to określiła, czyli coś komuś zepsuje, uderzy, zabierze. I ja bardzo często widzę już, dzięki uważnej obserwacji, że tam jest smutek, teraz też wiedziałam, co może być powodem, dlatego że to dziecko było bardzo zawiedzione, ponieważ nie mogło do niego przyjść kolega w tym dniu. No i zaczęło się od tego, że zburzył budowlę z klocków drugiemu dziecku. No to zabrałam to dziecko z tego pokoju do salonu, nie dając mu kazań, bo w tym momencie, czy jakichś tłumaczyń, ani kar, ani jakichś, nawet upomnienia, bo ja wiem, skąd to wynikało. Wiedziałam, że najpierw musimy przepracować te emocje. I w salonie po prostu byliśmy sami, nie było innych dzieci.  No to z kolei zaczął brać wszystko, co  wpadnie mu w rękę i rzucać na ziemię. I wtedy powiedziałam: „słuchaj — widzę, że się źle czujesz. Jest ci z czymś źle, być może jesteś trochę smutny, że ten kolega nie przyszedł, ale nie pozwolę ci rzucać tymi przedmiotami”. I wzięłam go na kolana i przytrzymałam go lekko. On nie protestował już nawet, a ja już czułam, że to jest ten moment, że te emocje zaraz właśnie wypłyną. I rozpłakał się rzewnie. Popłakał może 4-5 minut i nastrój się zmienił o 180 stopni. I właśnie, wydaje mi się, że to jest właśnie taki przykład, że nie pozwalam na pewne zachowania, ale na to, co on czuje — na te emocje i na ten smutek — chciałam pozwolić. Chciałam dać temu przestrzeń.

A powiedz jeszcze, co mówisz w tej sytuacji, kiedy go zabierasz z tego pokoju? Myślę, że to może być też interesujące dla naszych słuchaczy. 

Zazwyczaj mówię wtedy: „musimy teraz wyjść, żeby zapewnić bezpieczeństwo tobie, twoim siostrom albo komuś innemu, jakimś innym dzieciom. Wyjdziemy na chwilę do innego pokoju”. W tym wypadku akurat ja byłam sama z trójką dzieci, więc nie mogłam zostać w tym pokoju — to znaczy: było mi trudniej zostać w tym pokoju. Jeżeli chodzi o zalecenia RIE, no to one są takie indywidualne, że jeżeli możesz zostać razem z dzieckiem w tej samej sytuacji, to nie jest tak, że zawsze musisz go zabierać. Czasami to tylko napędza jakieś zachowanie. Tutaj bardzo indywidualnie można do tego podchodzić. W tym przypadku akurat wolałam go zabrać, żeby mieć spokój i żeby dać mu tę przestrzeń w salonie, gdzie nie ma innych dzieci, którym on mógłby zrobić jakąś krzywdę. I wtedy mogę mu spokojnie dać przestrzeń na te emocje.

Ja myślę, że też istotne i warte podkreślenia jest to, że w takich sytuacjach nie karzemy dzieci za te emocje. Bo bardzo łatwo tutaj jest pójść w taką retorykę, w której powiemy „źle się zachowujesz i z tego powodu ja cię muszę zabrać”. I to jest dla dziecka sygnał, że „to, co przeżywam, jest dla mnie za duże. Sam sobie z tym nie potrafię poradzić, czasami te emocje są większe niż moje ciało i niż to, jak ja potrafię nad tym zapanować. Potrzebuję wsparcia i pomocy kogoś, kto mi przez to pomoże przejść”. Natomiast komunikat, że „to z tobą jest coś nie tak, więc musimy coś zmienić”, może być dla dziecka takim sygnałem: „ok, to ja tego nie mogę pokazywać. Muszę sobie z tym jakoś na swój sposób poradzić”. No i oczywiście my jako dorośli też to później czasem robimy, że jest nam ciężko być spontanicznym.

Ciężko uwierzyć w te nasze emocje, które są dla nas takim ważnym sygnałem, bo nauczyliśmy się, że jeżeli dla innych one są jakimś kłopotem, to lepiej ich po prostu nie okazywać. 

Ja jeszcze dodam tylko do tego, co mówiłaś wcześniej à propos takich zdań, które mi pomagają, bo łatwo o tym mówić, a dużo trudniej jest to zrobić. I chciałabym, żebyście wiedzieli, że dla mnie to też czasami jest super trudne wytrwać w jakiejś emocjonalnej sytuacji. Wytrwać w niej tylko jako taki bufor czy wentyl bezpieczeństwa dla tej sytuacji, czyli nie reagować w żaden sposób swoim zachowaniem tak, że chciałabym te emocje zmienić. Bo to jest zupełnie naturalne, że jak dziecko dłuższą chwilę płacze, czy się złości właśnie, czyli przynosi te emocje, które my mniej lubimy, to chcemy jakoś zadziałać. Często fizycznie słowem, czynem: coś zrobić, żeby ten jego stan emocjonalny zmienić. To jest taka pokusa. I myślę, że nie ma nic złego w tym, że my dziecku pokażemy, że gdzieś tam na końcu tego ciemnego tunelu jest jakieś światełko. Natomiast żebyśmy mogli mu to światełko pokazać, to ja sobie to tak wyobrażam, że najpierw warto z nim do tego tunelu wejść i chwilę tam z nim pobyć. Czyli po prostu zanurzyć się razem z nim w to, co ono przeżywa. Zanurzyć się — mam na myśli: stoję tu obok i widzę, ale nie przeżywam tych emocji jako moje. Bo to było dla mnie takim największym odkryciem, jeżeli chodzi o akceptację tych właśnie wszystkich dziecięcych emocji, żeby nie dać się mojemu dziecku zarazić tym, co ono przeżywa. Bo to bardzo łatwo, szczególnie kiedy ono jest smutne albo rozgniewane: wpaść w ten sam wir emocjonalny. Dlatego mi pomaga taka myśl, taka mantra, że jestem albo pilotem w samolocie i wpadamy w jakieś turbulencje związane właśnie z tym, co się pojawia na pokładzie, ale moim zadaniem jest moje dzieci bezpiecznie przewieźć z punktu A do punktu B. I ja w tym momencie nie chcę tracić mojej stabilności, tylko chcę pozostać skoncentrowana i spokojna. Więc czasami sobie myślę o tym, że jestem takim pilotem, albo jest taka druga metafora, która też jakoś bardzo mi tutaj siadła, mogę tak powiedzieć i często mi pomaga, czyli że jestem taką boją na wzburzonym oceanie. Kiedy emocje moich dzieci są jak wzburzony ocean, to ja jestem jak ta boja, która tam jest i o którą te emocje się odbijają i mogą sobie po prostu spokojnie płynąć. Pewnie ta metafora tego, że to płynie, jakoś tak do mnie tutaj mocno przemawia. Może one też was zainspirują do poszukania takich zdań, które W am będą pomocne w tych trudnych sytuacjach. 

I myślę, że bardzo ważne jest tutaj też dopowiedzieć, że mi najbardziej w akceptowaniu emocji swoich dzieci pomaga też dbanie o siebie, bo na to potrzebujemy bardzo dużo energii. Jeżeli jesteśmy zmęczeni, niewyspani, jakieś nasze potrzeby są zaniedbane, nawet jak czasami chciało mi się pić, to od razu o wiele gorzej reagowałam na zachowania i emocje dzieci. Nie miałam tej przestrzeni, tej cierpliwości. Także dbanie o siebie to jest naprawdę klucz.

Inna rzecz: ja tutaj chciałam jeszcze dopowiedzieć, że omówienie tego, co się zadziało — na to jest czas bardzo często później; jak się uspokoimy i my, i dzieci. Bo to nie chodzi też o to, że dziecko robi, cokolwiek chce i my później w ogóle do tego nie wracamy. Więc po pierwsze, jeżeli chcemy to omówić, to jak najbardziej, ale później, jak jesteśmy wyregulowani. I po drugie, często nawet nie musimy tego omawiać, bo dzieci doskonale wiedzą, co robią złego. One to wiedzą, tylko nie potrafią się zachować lepiej, bo w danym momencie z jakiegoś powodu czują się źle. I to jest też mantra, którą ja mam w głowie, że dziecko zachowuje się źle, kiedy czuje się źle i potrzebuje najwięcej miłości właśnie wtedy, kiedy zachowuje się najgorzej i kiedy jest nam najtrudniej tę miłość dać.


Tym pięknym mottem, tym cytatem właśnie, że wtedy, kiedy — jeszcze raz powtórzę — 
„dzieciaki zachowują się najgorzej dla nas, najbardziej nas potrzebują”, będziemy zmierzały do końca tego odcinka. Ja bym chciała jeszcze dodać w formie autopromocji dwie rzeczy. Justyna, ty prowadzisz Mastermindy dla mam, na których na pewno też rozmawiacie o emocjach. 

Dokładnie. To są takie trzy spotkania w kręgu mam online, w małym kręgu wspierającym. Drugi temat spotkania to są właśnie emocje, czyli dlaczego jest nam tak trudno z nimi i jak je akceptować. Dokładnie z wieloma przykładami. Także gdyby ktoś był zainteresowany, to bardzo zachęcam.

A ja z kolei zapraszam Was do mojego kursu online, w którym znajdziecie wiele porad, przykładów, podpowiedzi tego, co powiedzieć, kiedy właśnie te emocje biorą górę, a my czujemy się zagubieni jako rodzice. A chcemy być tym przewodnikiem, który bezpiecznie przewiezie dzieciaki z tego punktu A do punktu B w takich sytuacjach.

To tyle na dziś. Zapraszamy Was do naszych kolejnych odcinków i dziękujemy. 

Dziękujemy bardzo.