Temat bogactwa, od którego wyszłam, jest jednym z wielu, w którym mamy różne- wspierające i blokujące przekonania. Warto się im przyglądać. Warto to robić dla siebie samego, ale oczywiście też dla naszych dzieci. W ten sposób przecież uczymy je o naszych wartościach. Nieważne czy robimy to świadomie czy nie. Codziennie i niemal wciąż przekazujemy im pewne prawdy, które one jeszcze długo będą uznawały za jedyne słuszne.
Jaś wraca z zajęć koszykówki i mówi: „Mamo, dziś pan trener mnie nie poznał!”. „Tak?”– dziwię się, bo Jasio chodzi na te zajęcia już kilka semestrów. „Tak, pan mnie nie poznał, bo miałem dzisiaj inny strój”. Faktycznie. Nabyliśmy ostatnio nowy komplet sportowy. Śmieję się i mówię do Jasia: „To będziesz bogaty, skoro pan Cię nie poznał”. „A co to znaczy, że ktoś jest bogaty?”– pyta Jaś. Zadziwia mnie jeszcze bardziej niż tym, że nie został rozpoznany. Przecież to banalne. Rozumiem, że nie wie jaka jest temperatura na Marsie, bo o to też pyta. Ale, że nie wie co to znaczy być bogatym?? Bez cienia wątpliwości odpowiadam, że bogaty to ktoś, kto ma dużo pieniędzy. Temat się kończy. W mojej głowie zostaje jednak na dłużej. Jakoś mam poczucie, że coś tu dla mnie zazgrzytało.
No bo czy faktycznie za bogatego uważam kogoś, kto ma dużo pieniędzy? Tylko pozornie. Dla mnie osobiście bogactwo to coś znacznie więcej niż pieniądze. Pieniądze raz są, raz ich nie ma. Oczywiście, że tak się przyjęło, żeby za pomocą statusu materialnego określać czyjeś bogactwo. Ale przecież bogatym można być na różne sposoby. Dla mnie największe bogactwo to zdrowie moje i moich bliskich. Bogactwo ma też dla mnie wymiar duchowy- czyli w moim wypadku, to poczucie wdzięczności za to, co posiadam. Bogactwem jest też dla mnie rodzina. Bogactwo to też wszystkie zasoby, które mam i dzięki, którym mogę być tym, kim jestem. Pieniądze więc to tylko jeden z aspektów bycia bogatym. Jednak w tej rozmowie przyszedł mi on do głowy jako pierwszy. Dlaczego? Ano pewnie tak to już jest, że bardzo często w naszym życiu posługujemy się schematami, które gdzieś po drodze wdrukowaliśmy do naszego umysłu. To są te wszystkie przekonania na różne tematy, które nabyliśmy z czasem i posługujemy się nimi z mniejszą lub większą świadomością. Nie jest łatwo je samemu odkryć. Czasem pomaga ktoś z boku, kto z nami sprawdza czy to, co mówimy i myślimy to faktycznie nasza prawda (czy może kogoś innego:)?
W szkole systemowej terapii rodzin, w której się uczyłam, na jednym ze zjazdów mieliśmy za zadanie wypisać wszystkie przekonania, które w naszej rodzinie krążyły na jakiś temat. Nie pamiętam już jaki to był temat- zapewne jakiś rodzinny:) Ale dobrze pamiętam, że nie potrafiłam wyłowić w moim umyśle żadnego przekonania, żadnej prawdy (bądź kłamstwa), które krążyło w mojej rodzinie właśnie na ten temat. Nie dlatego, że ich nie było. Dlatego, że były tak mocno wrośnięte we mnie, że już nawet nie rozróżniałam czy to moje czy czyjeś. Dopiero, kiedy inni zaczęli czytać ich rodzinne „motta” na dany temat, ja zaczęłam docierać do naszych rodzinnych przekazów. A faktycznie, moja babcia też tak mówiła… I jeszcze miała takie powiedzenie…
Temat bogactwa, od którego wyszłam, jest jednym z wielu, w którym mamy różne- wspierające i blokujące przekonania. Warto się im przyglądać. Warto to robić dla siebie samego, ale oczywiście też dla naszych dzieci. W ten sposób przecież uczymy je o naszych wartościach. Nieważne czy robimy to świadomie czy nie. Codziennie i niemal wciąż przekazujemy im pewne prawdy, które one jeszcze długo będą uznawały za jedyne słuszne.
Ja mam poczucie, że swojej lekcji w tym temacie (w tej rozmowie z Jasiem) nie odrobiłam zbyt starannie. Odpowiedziałam z automatu i po łebkach. Refleksja przyszła do mnie później. Ale dobrze że przyszła. Bo na pewno nie była to nasza ostatnia na ten temat rozmowa:)