Czy RIE to kolejna moda na bezstresowe wychowanie?

W tym odcinku posłuchasz o:

  • czy RIE jest metodą bezstresowego wychowania;
  • jak wg RIE traktować stres oraz inne emocje dzieci;
  • co oznacza minimalna interwencja w RIE;
  • bezstresowe wychowanie nie jest możliwe, ponieważ dzieci doświadczają różnych emocji i wyzwań, a RIE uczy, jak przyjmować i radzić sobie z tymi emocjami.

Transkrypcja

Dzień dobry, dzień dobry, witamy Was serdecznie w kolejnym odcinku podcastu „Może Być Lżej”. Tutaj Asia i Justyna. Cześć Asia.

Dzień dobry, witamy Was. 

Dzisiaj zadamy sobie pytanie, które bardzo często słyszymy i myślę, że słyszą to promotorzy, propagatorzy wielu nowoczesnych metod wychowawczych. Czy to jest kolejna metoda bezstresowego wychowania? Asia, czy RIE to jest bezstresowe wychowanie?

Uuu — trudne pytanie, bo znów powiem tak, jak mówiłam w poprzednim odcinku. Przypomnę, że rozmawiałyśmy o tym czy RIE to metoda na wychowanie ‘małego dorosłego’. Co to znaczy ‘mały-dorosły’? To czy jest możliwe w ogóle bezstresowe wychowanie? Bo ja myślę, że to jest tak, że pojawił się jakiś czas temu taki pogląd (bo to nawet nie był nurt) tylko taki pogląd, który mówił, że po tych ciężkich czasach, kiedy dzieci były bite, niewysłuchane i takie niezauważane w ogóle, to potem jakby poszliśmy w zupełnie przeciwną stronę. Żeby tym dzieciom nieba przychylić, żeby usunąć im wszystkie przeszkody spod nóg, żeby one były zawsze szczęśliwe, uśmiechnięte i zadowolone i żeby rodzice robili wszystko, żeby tak tylko było. I jak to ze skrajnościami bywa, one nam po prostu nie służą. 

Więc wracając do pytania Justyny, tak na chwilę odeszłam, RIE absolutnie nie jest metodą bezstresowego wychowania. Cokolwiek byście sobie tutaj pod nią teraz nie myśleli, bo każdy z nas może mieć różne wyobrażenia dotyczące tego ‘bezstresowego’. Dodam więcej. RIE w swoich założeniach bardzo dużo mówi o tym, żeby wysłuchać dziecięcych emocji, które dzieci przynoszą. Więc kiedy dzieci mówią, że się stresują, to my nie odsuwamy tego na bok, tylko mówimy „słyszę, że się stresujesz, słyszę, że ci ciężko”. Ja tak czasami mówię „to nawet dobrze, że się stresujesz. To jest ważna informacja i ważny sygnał”Więc odpowiedziałabym tak trochę przekornie, że RIE nie jest metodą bezstresowego wychowania, a wręcz RIE akceptuje i zauważa również stres, tak jak i wszystkie inne przeżycia, które dzieci przynoszą. 

Tak, dokładnie. I dodatkowo ja bym dodała, że jedną z głównych wskazówek RIE odnośnie konfliktów dzieci, różnych wyzwań, emocji, różnych takich właśnie problemów, które dzieci nam przynoszą, jednym z zaleceń jest “minimalna interwencja”, czyli nie cofamy dzieciom kłód spod nóg. I Magda Gerber miała taki piękny cytat, w którym mówiła, że jeżeli dzieci nauczą się zmagać, to nauczą się żyć. To chyba było właśnie dokładnie “if we learn how to struggle, we will learn how to live”. I to było przepiękne właśnie, że nie chodzi o to, żeby dzieciom cofać przeszkody spod nóg. Chodzi o to, żeby je wspierać, żeby być tą obecnością obok, bezpieczną bazą. Ale właśnie tak jak Asia powiedziała: nie da się żyć bez stresu, bez problemów. To jest część życia, tak? Emocje, różne wyzwania, więc w RIE absolutnie do czegoś takiego się nie dąży.

Dodatkowo w RIE bardzo dużo się mówi o granicach, prawda? I jak dla mnie, w RIE znalazłam właśnie najwięcej takich wskazówek, jak konkretnie je stawiać, nie bojąc się emocji dzieci. Bo tak jak Asia powiedziała, być może często mamy problem ze stawianiem granic dzieciom, bo boimy się, bo chcemy być kochani, lubiani, akceptowani, bo boimy się ich płaczu i smutku. A właśnie w RIE bardzo dużo zaleca się, bardzo dużo się daje konkretnych wskazówek, jak to robić, żeby te granice stawiać. I bardzo zachęca się rodziców do stawiania tych granic stanowczo, nie z surowością, ale stanowczo i z pewnością, że dzieci tych granic potrzebują.

Tak, i ja też jeszcze myślę o tym, kiedy mówimy o bezstresowym wychowaniu, to o czyim stresie my tutaj mówimy? Bo jeśli mówimy o stresie dzieci, to myślę, że to nie jest taki główny temat, który zajmuje rodziców, że dziecko się czymś stresuje. Weźmy przykład gry, że gramy w jakąś grę i dziecko przegrało i ono jest wtedy zestresowane. Czy my się faktycznie boimy tego, że ono będzie zestresowane? Czy my się boimy, że ono będzie płakać, krzyczeć, będzie wyrzucać z siebie, że ono nie chciało przegrać, że ono miało wygrać itd. I wydaje mi się, że tutaj się czasami mogą te dwie rzeczy mylić. Kiedy my myślimy o tym, że chcielibyśmy, żeby nasze dzieci miały jak najmniej stresu w swoim życiu, to myślimy jednocześnie o tym, że chcielibyśmy, żebym miały jak najmniej nieprzyjemnych emocji w swoim życiu. A to będzie i niezadowolenie, i rozpacz, i rozczarowanie, i frustracja, kiedy coś nie wychodzi (ta wieża z tych klocków temu maluchowi), i złość (że dostałem mniejszą ocenę, a dużo się uczyłem). 

Tam będzie całe mnóstwo różnych innych sytuacji i emocji. I to co jest trudne, co bywa trudne, to mówimy o tym chyba w każdym odcinku, ale to jest taką podstawą RIE, to przyjęcie tych emocji. Bo kiedy my, dorośli, opiekunowie, nie stresujemy się właśnie tym, że nasze dziecko przynosi te różne emocje, no to wtedy możemy to szybko i sprawnie, czasami szybciej, czasami wolniej, ale tę sytuację jakoś załatwić, chociaż to może źle brzmi. Mam na myśli to, że wiemy, jak na nią odpowiedzieć, wiemy, jak się zachować, wiemy, co zrobić. 

Jeżeli te emocje naszych dzieci nas stresują, bo my sami sobie z tymi emocjami tak średnio radzimy, czyli nie znamy naszej frustracji, raczej odsuwamy sytuacje, w których moglibyśmy czuć rozczarowanie, bo jest tak dotkliwe, że nie wiedzielibyśmy, co zrobić, to wtedy nas i nasze dzieci to stresuje. Więc kiedy mowa o bezstresowym wychowaniu, to dla mnie synonimem byłoby powiedzenie, że mowa o wychowaniu, w którym dziecku nie towarzyszą żadne trudniejsze emocje, co jest po prostu niemożliwe. Tak się nie da. I prędzej czy później, choćbyśmy nie wiem ile tych kłód spod tych nóg usunęli, i choćbyśmy dbali szaleńczo, żeby to dziecko nigdy się nie potknęło, nigdy nie przewróciło, itd., to w końcu i tak się to wydarzy. Nie jesteśmy w stanie dzieci przed tym ochronić. Dlatego dla mnie podejście RIE jest wspaniałe w tym co daje, bo uczy i pokazuje jak przyjmować po prostu wszystkie dziecięce emocje. 

A ja bym tutaj, jak jeszcze powiedziałaś o tych emocjach, nawiązała do tego, że prawdopodobnie wiele osób boi się tej akceptacji emocji, bo nie rozróżnia, że akceptacja emocji to nie jest akceptacja zachowań. I tak jak powiedziałam, o granicach bardzo dużo się mówi, i również o tej akceptacji emocji. I to można rozdzielić. I może to też na początku wydaje się trudne. Ale weźmy taki przykład, że jeżeli jedno dziecko jest zazdrosne o zabawkę drugiego dziecka i na przykład zaczyna płakać, krzyczeć, złościć się i próbuje uderzyć to drugie dziecko, to na emocje pozwalamy, tak? Nie zaprzeczamy temu, że ono się zdenerwowało. Nie mówimy ale po co ty się denerwujesz, to jest tylko zabawka”. Blokujemy oczywiście uderzenie z jasnym komunikatem „nie pozwolę ci go uderzyć”, ale na same emocje pozwalamy. Czyli można powiedzieć „widzę, że jesteś bardzo zdenerwowany, ale nie pozwolę ci go uderzyć”. Także to można zrobić jednocześnie i to i to.

I fakt, że RIE odradza wszelkie kary, nie oznacza, że tam nie ma dyscyplinowania w znaczeniu takim pozytywnym: prowadzenia dziecka z szacunkiem. Tam jest tego bardzo właśnie dużo.

A jeżeli mówimy też o stresie, to skojarzyło mi się to z tym, że jeżeli my dziecku nie dajemy granic, to wtedy właśnie dajemy mu życie z wielką ilością stresu, bo dzieci potrzebują tych granic. I jeżeli my damy im zbyt dużą władzę do decydowania na przykład o naszym życiu rodzinnym, to jest władza, którą dzieci nie potrafią udźwignąć. I to jest dla nich też stres, więc zabranie im częściowo tej władzy…

Decyzyjności.

Decyzyjności, tak… I to my przyjmujemy tę rolę lidera: my poprowadzimy dziecko, zanim ono w pełni rozwinie siebie i swój potencjał, żeby móc w pełni o sobie decydować.

Tak, oczywiście czasami trudne bywa takie rozróżnienie tych obszarów, w których to wciąż my powinniśmy decydować, a w których te decyzje chcemy już oddawać dzieciom. Wiem, że i dla mnie, i dla wielu rodziców, z którymi się spotykam, rozmawiam, to bywa trudne znalezienie tego balansu. Bo wiecie też, że z drugiej strony jest pewne budowanie zaufania, powoli oddaję decyzyjność i wzmacniam to zaufanie. Natomiast bardzo ważne jest to, o czym Justyna powiedziała, bo nam się często wydaje, że kiedy my dzieciom pozwolimy decydować o wszystkim, to właśnie w ten sposób będziemy też budować może jakieś ich poczucie wartości, że one mają taki wpływ. I oczywiście dzieciaki chcą mieć wpływ i chcą czuć, że ich zdanie jest ważne, że się liczy, że mają wpływ na takie najważniejsze dla nich rzeczy. Natomiast jeśli mają wpływ na zbyt dużo rzeczy, to jest po prostu przytłaczające. 

Ja bardzo lubię takie porównanie do jazdy samochodem, to tak, jak gdybyśmy posadzili dziecko za kierownicą. Czy ono by chciało? Pewnie tak. Pewnie by to było ekscytujące na początku i chciałoby spróbować. Ale stres związany z prowadzeniem samochodu przez kilkulatka byłby przeogromny. I tego na pewno dzieciom nie chcemy robić, bo myślę, że chcemy jako dorośli, jako rodzice zapewniać dzieciom ochronę i bezpieczeństwo także przed ich nieodpowiedzialnymi zachowaniami. Kiedy wiemy, że to dziecko nie jest jeszcze gotowe, jak na to prowadzenie samochodu. 

Świetnym przykładem wspinanie się po drabinkach przez maluchy. RIE zaleca, że jeżeli dziecko nie jest w stanie gdzieś wejść na takie, wiecie, jak są na placach zabaw takie falowane drabinki, to my go tam nie podsadzamy. To znaczy, że ono jeszcze nie jest gotowe, żeby z takiego przyrządu na placu zabaw skorzystać. I wiem, że to dla wielu rodziców zabrzmi absurdalnie, że nie podsadzamy na zjeżdżalnie, na którą dziecko nie jest w stanie wejść samo. No nie, to znaczy, że ona jest za duża, to znaczy, że jego kompetencje są jeszcze nieodpowiednie do tej danej sytuacji, tego sprzętu. I myślę, że to też dobrze obrazuje właśnie ten stres związany z tym, że często jeżeli my to dziecko podsadzimy i je tam włożymy, to potem my jesteśmy zestresowani. Czy ono zjedzie, czy ono nie spadnie, czy ono nie zrobi sobie krzywdy itd., itd. Kiedy postępujemy w takim zaufaniu do dziecka, że Magda Gerber też pięknie mówi „when they are ready, they are ready, they will do it”, to wtedy ściągamy ten stres zarówno z siebie jak i z dzieci, chociaż po części. 

Tak, dokładnie, bardzo ładnie to powiedziałeś. Przypomniał mi się sytuacja z dzisiaj, z dzisiejszego poranka, gdzie oddawać tę decyzyjność dzieciom. Mój 5-latek i 7-latka chcieli się bardzo pobawić kluczami do swoich pokojów. I miałam taki właśnie moment niepewności. No bo to są ich pokoje, to są klucze do ich pokoju, chcieli sobie zamknąć. Tylko problem jest w tym, że oni je odkładają później nie wiadomo gdzie. I mogę im na to pozwolić. Tylko że to ma konsekwencje nie tylko na mnie, że ja się będę denerwować, gdzie są te klucze, tylko to ma konsekwencje takie, że będę poddenerwowana, będę zła. I pewnie w jakiś sposób tę złość wyleje na nich, bo to oni te klucze gdzieś zostawili. Więc ja jako dorosła biorę to na siebie, że jednak jeszcze nie jesteście w pełni dojrzali do tego, żeby pamiętać, gdzie daliście klucze i to jest mój obowiązek postawić tutaj granicę: nie bawicie się samodzielnie kluczami do swoich pokoi.

Tak, myślę, że bardzo dużo jest takich sytuacji i właśnie tak podsumowując ten wątek tego bezstresowego wychowania, to myślę, że to, co jest trudne to ta odpowiedzialność za te decyzje właśnie. Że jeżeli na coś dzieciom pozwalamy, to też przyjmujemy z pełnym dobrodziejstwem inwentarza to, jakie to przyniesie konsekwencje. I że jeżeli ja się na to godzę, to znaczy, że jestem gotowa też wziąć odpowiedzialność, jak to są małe dzieci, za te konsekwencje, po części. Świetny przykład z tymi kluczami, że jak wyleję swoją złość na dzieci, powiem  „o, wy tak zawsze, albo musieliście je schować”, itd., to tak naprawdę zabieram sobie ten kawałek odpowiedzialności, w którym mogłam powiedzieć “nie”. 

I to bywa trudne. I zareagowanie w porę bywa trudne. I czasami to są takie decyzje, jak Justyna powiedziała, gdzie my się chwiejemy i nie wiemy, czy faktycznie, czy nie. Więc zawsze wtedy zadajcie sobie pytanie, czy ja chcę się na to zgodzić, czy to jest też dla mnie ok, w tym wszystkim. Bo to jest fantastyczne też w podejściu RIE, że podejście RIE mówi nie tylko o dzieciach, nie tylko o tym co dla dzieci, ale też o tym co dla rodzica. Co on potrzebuje zrobić, żeby mógł być tym dobrym liderem właśnie — w tej parze rodzic, dziecko. Czy wyczerpałyśmy temat bezstresowego wychowania, czy coś jeszcze chcemy tutaj dodać? 

Myślę, że wyczerpałyśmy i ja bym tutaj podsumowała, że tak jak Asia powiedziała, z wszystkich takich znanych mi nurtów teraz wychowawczych, to ja bym wręcz powiedziała, że najmniej przyporządkowałabym podejście RIEj do właśnie takiego ‘bezstresowego wychowania’. Dlatego, że tam naprawdę bardzo dużo się mówi o tym, żeby nie bać się tych przeszkód, że one kształtują dzieci. Że potrzebują dzieci naszego wsparcia w tym, ale to dzieci muszą się też powoli uczyć z tym zmagać i uczyć się żyć, bo w życiu będzie stres. Także nie ma w ogóle czegoś takiego jak bezstresowe życie.

Tak jest. To trochę tak jakbyśmy powiedzieli „nie myśl o różowym słoniu”. Na pewno to znacie. Tak jak nie możemy w tym momencie nie myśleć o różowym słoniu, tak nie możemy uniknąć stresu w naszym życiu. Jedyne co możemy zrobić, to go zaakceptować i nauczyć się zarządzać sobą samym w tym stresie. 

A my dziękujemy Wam za wysłuchanie kolejnego odcinka tej serii i dodam tylko jeszcze, że jeżeli macie jakieś pytania albo tematy, które chcielibyście, żebyśmy poruszyły w kolejnych odcinkach, to piszcie do nas, prosimy i dajcie znać co byłoby dla Was interesujące w następnych odcinkach podcastu. A tymczasem do usłyszenia w kolejnym odcinku. 

Do usłyszenia, dziękujemy.