Czy w RIE dzieci nie mają zabawek?

W tym odcinku posłuchasz o:

  • jakie zabawki dla najmłodszych dzieci zaleca RIE?;
  • czy chodzik to dobry pomysł?;
  • kojec dla dziecka- dlaczego jest tym, co wspiera, a nie ogranicza?;
  • aktywne zabawki = pasywne dziecko;
  • jak zaufać, że Twoje dziecko potrafi bawić się samo?

Transkrypcja

Dzień dobry, dzień dobry, z tej strony Asia i Justyna. Witamy Was w kolejnym odcinku naszego podcastu zatytułowanego ‘Może być lżej’. 

Cześć!

Dzisiaj chciałybyśmy odpowiedzieć na zarzut, który pojawił się w programie, do którego nawiązujemy w każdym odcinku tej serii, bo odpowiadamy tutaj na kontrowersje, jakie się wokół podejścia RIE gromadzą. I ta kontrowersja dotyczy tego, czy w RIE dzieci nie mają żadnych zabawek?

Bo tak zostało zinterpretowane właśnie w komentarzach w tym programie, że w podejściu RIE dziecko praktycznie nie ma zabawek i musi je brać z otoczenia. I oczywiście jest tak, że podejście RIE zaleca, żeby dzieci, szczególnie przez te pierwsze lata życia, nie były zasypywane grającymi, świecącymi, plastikowymi zabawkami, które mają im umilać czas i że faktycznie jest wokół nas w przestrzeni mnóstwo przedmiotów, które mogą za zabawki posłużyć. Taki kilkumiesięczny maluch, który sobie leży na macie, uczy się pełzać, uczy się przewrotu z jednego boku na drugi bok, nie potrzebuje ani chodzika, żeby go w ten chodzik wstawić. Temu podejście RIE mówi stanowcze ‘nie’? Dajmy to też tutaj, że takim urządzeniem mówimy stanowcze ‘nie’, dlatego że one ograniczają motorykę dziecka. Ani takie dziecko nie potrzebuje pianinka, które będzie puszczało mu jakąś melodyjkę i je zabawiało, ani nie potrzebuje jakichś cudownych wielofunkcyjnych, multisensorycznych i — jakbyśmy je tutaj nie nazwali — fantastycznych zabawek. Bo dziecko samo w sobie jest na tyle, tak wierzymy, w podejściu RIE, kreatywne, kompetentne i zdolne do tego, żeby sobie z tych zabawek, które ma pod ręką, tworzyć wyśmienite zabawy. 

Natomiast to nie oznacza wcale, że my dziecku nie kupujemy, nie dajemy na Dzień Dziecka, nie pozwalamy babciom przynosić żadnych zabawek, bo ma teraz być jak jakiś mnichy zamknięte w celi i budować tylko i wyłącznie z patyków, które znajdzie gdzieś pod ręką. Oczywiście, że nie. To, o co chodzi, to żeby te zabawki dobierać — nasuwa mi się słowo — mądrze, ale nie wiem, czy to jest odpowiednie słowo. Chodzi o to, żeby dobierać je w taki sposób, żeby tego dziecka nie przeciążać ani ilością, ani tym, co te zabawki robią. Bo wybór mamy przeogromny. Dostęp do tych rzeczy jeszcze większy. Tak naprawdę toniemy w morzu różnych zabawek i sposobów na to, jak umilić dziecku czas. W podejściu RIE jednak zwracamy  ogromną uwagę na to, żeby dziecko nie tylko było takim odbiorcą tych zabawek i tego, jak może je wykorzystać, ale żeby też potrafiło być twórcą tego, co robi. Tym kreatorem tej rzeczywistości, tym reżyserem, aktorem, czyli żeby potrafiło wymyślać różne sposoby na zastosowanie tego, co ma. I dlatego tak ważne jest, żeby dobierać te zabawki z pewną uwagą. Prawda, Justyna? To o to chodzi? 

Tak, tak. Bardzo dobrze to określiłaś. Ja bym powiedziała tak ‘z głową’ po prostu właśnie. Bo chodzi o to, żeby te zabawki samodzielną zabawę wspierały, a nie ją ograniczały. Bo jeżeli mamy bardzo aktywną zabawkę, to dziecko jest pasywne. A nam chodzi o to, żeby to dziecko było aktywne, żeby wzięło od czasu do czasu tę miskę z kuchni, popatrzyło, jak ona brzęka sobie, kiedy się na ziemi poturla, jak czasami w misce stalowej odbija się odbicie. I o to chodzi w RIE, że zaleca się takie przedmioty, które mają wiele zastosowań, które nie są takie jak te elektroniczne, że tak naprawdę aktywność dziecka ogranicza się do przyciśnięcia przycisku i później zabawka już gra, tańczy, biega itd. Tylko chodzi o to, żeby dziecko wzięło piłkę do ręki, albo lalkę, albo prosty samochodzik. I coś z tym zrobiło, tak? Wprawiło w ruch, poruszało. Żeby było właśnie tym reżyserem, scenarzystą i aktorem. A problem z tymi elektronicznymi zabawkami, takimi świecącymi itd., jak to Asia nazwałaś, i później z telefonami komórkowymi, bo od razu przychodzi mi na myśl, że właściwie taką zabawką, która najbardziej ogranicza samodzielną zabawę dzieci, to są telefony i ekrany. Że po prostu na to trzeba uważać, bo problem, że dzieci nie bawią się same, jest naprawdę ogromny w dzisiejszych czasach.

Ja powiem szczerze, nawet kilka lat temu, kiedy zaczynałam, otwierałam bloga, nie byłam nawet świadoma, że to jest taka duża skala i dużo rodziców boryka się z tym, że ich dzieci nie bawią się same. Ja kiedyś już wspominałam o tym w odcinku o samodzielnej zabawie, że w początku miałam takie nastawienie, że wyniesione też z domu, że daję dzieciom czas od samego początku na zabawę samodzielną, więc ja jakoś nigdy nie miałam takiego problemu, że moje dzieci nigdy nie bawią się same. One zawsze jednak dość dobrze sobie ten czas organizowały, a ten problem jest rzeczywiście dość spory, bo my lubimy tak wpadać z jednego ekstremum do drugiego. O tym mówię m.in. na webinarze o samodzielnej zabawie i o tym, jak wspierać tę samodzielną zabawę, który jest też dostępna w moim sklepie, jeżeli macie ochotę posłuchać. To właśnie mówię o tym, że my mamy takie tendencje, że kiedyś to się nie zajmowano tymi dziećmi, one często były zostawiane same sobie i to też nie jest dobre, że się w ogóle nimi nie zajmujemy, a teraz z kolei w dzisiejszych czasach wpadamy troszeczkę w to drugie ekstremum, że my zajmujemy im każdą minutę i one w pewnym momencie nie wierzą w siebie, że potrafią się zająć same sobą.

I to samo robią ekrany. One tak bardzo zabawiają dzieci, te bajki, te jakieś gry dla kilkulatków, że one później cokolwiek sobie same wymyślą, to myślą, że to nie jest na tyle ciekawe. Tam zresztą w ogóle działa jeszcze wyrzut dopaminy, czyli dla mózgu, który się rozwija, mózgu dziecka, to jest szczególnie niebezpieczne, także to jeszcze wchodzimy w takie inne aspekty. Ale właśnie ten dobór zabawek jest bardzo ważny odnośnie samodzielnej zabawy.

I tutaj może też od razu wejdźmy, jeżeli chodzi o samodzielną zabawę, w kwestię “przestrzeni na tak”, którą zalecamy. W RIE zaleca się, żeby taką “przestrzeń na tak” zrobić dla dziecka. Dużo o tym mówiłyśmy w tym odcinku o samodzielnej zabawie, ale jeżeli teraz mamy serię o kontrowersjach, to Wam powiem, że kiedy wstawiłam na social media post o tym, że organizuje właśnie przestrzeń dla dziecka, dla swojej najmłodszej córeczki — ze zdjęciami, jak to układamy (takie płotki, żeby ona nie wyszła, żeby tam miała odpowiednie zabawki do swojego wieku), to dostałam komentarz, że to jest jak kojec dla psa, że to jest takie zamykanie dziecka jak psa w kojcu. I tutaj też chciałyśmy na tę kontrowersję przy okazji tych zabawek odpowiedzieć, że to nie jest ograniczenie dla dziecka, słuchajcie. To jest właśnie danie mu pełnej swobody, bo to dziecko ma tak zorganizowaną tę przestrzeń, że ono może wszystko zrobić w tej przestrzeni. Co sobie wymyśli, to to robi.  W pełni może być odkrywcą, eksplorować to, bo ona jest bezpieczna, bo kiedy wychodzimy na 2 minuty do łazienki, to nie musimy się bać, że ono sobie coś zrobi. Także to jest właśnie błędne myślenie, że to jest ograniczające. To jest właśnie naprawdę uwalniające dla dzieci. Natomiast jest zarzut tego, że dzieci nie lubią kojców. Jak myślisz, Asia, dlaczego?

Dlaczego dzieci nie lubią kojców? Ja myślę, że przede wszystkim to jest nasza taka interpretacja i nastawienie rodzicielskie, że my od początku wiemy, że jak nam się ten pomysł nie do końca podoba i on nie pachnie jakoś nam tutaj tak od razu entuzjastycznym ‘wow’, to myślimy, że dzieci będą mieć tak samo. I tak jest z wieloma rzeczami, że nasze uprzedzenia bardzo łatwo przenieść na rzeczy (dzieici). Więc ja bym w ogóle zaczęła od naszego nastawienia. Czy ja z tym pomysłem czuję się ok? A to jest pomysł nowy, bo ja myślę, że pomysł “Yes-space”, tej “przestrzeni na tak” właśnie, to on się nie pojawia w innych podejściach i jest czymś nowym dla rodzica. I możemy mieć na początku taką wątpliwość, więc warto zawsze zacząć od samego siebie. Na ile ja jestem pewnym siebie w tym pomyśle i na ile jestem w stanie swoim entuzjazmem zarazić dziecko, a na ile jestem w stanie zarazić swoje dziecko swoim takim zniechęceniem czy obawą, tym, że nie do końca jestem do tego przekonana. 

A dzieci, pamiętajcie o tym, ja nazywam to czasami, że mają takie wi-fi – radary wbudowane, że one bardzo mocno wyłapują to, co my czujemy na jakiś dany temat. Nawet jeśli my tego nie powiemy, bo często rodzice mówią “Ale ja wcale tego nie mówię, ja im wcale tego głośno nie powiem”. Jasne, że nie. Pamiętajcie jednak, że dzieciaki są empatyczne i potrafią wyczuć nastawienie rodzica. 

Więc dlaczego dzieci nie lubią kojców? Pewnie dlatego, że wielu rodziców uważa je za złe i sobie myśli jako takie zło konieczne: „Okej, spróbuję, ale tak naprawdę nie jestem do tego przekonany”. Więc i tak nie wyszło, więc po dwóch godzinach stwierdzam, że moje dziecko nie lubi i je wyciągam. To po pierwsze. 

Po drugie, że jeżeli my ten pomysł wprowadzimy, kiedy dziecko ma już dwa latka, to jest zdecydowanie za późno. To jest dobre rozwiązanie tak mniej więcej do dwóch, czy maksymalnie do dwóch i pół lat, ale nie już później, kiedy to dziecko faktycznie chce mieć większą przestrzeń do eksplorowania. I to jest taki pomysł, który możemy wprowadzić tak naprawdę od mniej więcej trzeciego miesiąca życia, kiedy dziecko zaczyna być coraz bardziej mobilne, a my chcemy mieć poczucie bezpieczeństwa, że to dziecko jest właśnie w tej przestrzeni bezpieczne. Że nie pociągnie za obrus, na którym stoi waza z zupą i nie ściągnie jej na siebie. I że ja nie muszę przez cały czas być super uważny na to, czy to dziecko akurat właśnie nie wkłada paluszków do kontaktu, albo nie ściąga mi jakiegoś cennego sprzętu, który mam gdzieś na szafce. Więc to jest ten czas na wprowadzenie. Więc ja bym powiedziała, że z tych dwóch powodów. 

Ja tutaj nawet wtrącę, że Asia powiedziała, że można już wprowadzać od trzeciego miesiąca. Ja bym zalecała wprowadzać od trzeciego miesiąca, jak najwcześniej. Nie czekać. Żeby to dziecko było przyzwyczajone do tego i kojarzyło pozytywnie to miejsce. I to też nie jest tak, że ono zawsze jest samo w tym miejscu. W RIE bardzo się zachęca do tego, żeby towarzyszyć dziecku w zabawie jako obserwator. Wchodźmy tam z dzieciakami. Ja na przykład czasami sobie coś… kawę na przykład piłam, siedząc sobie obok dziecka i obserwując go. Więc to nie jest też taki typowy kojec, który nam się wydaje, że on jest malutki, tak?

Bo RIE na przykład też zaleca, żeby on był dostosowany do wieku dziecka. Oczywiście jak jest dziecko małe, no to może być mniejsze, ale potem jak ono rośnie, to stopniowo go powiększamy. Ja mówiłam o tym odcinku, że nasz kojec był gdzieś tak mniej więcej na 1/3 salonu. I dla nas to było lepsze rozwiązanie. Ktoś może powiedzieć, że salon zajęło dziecko, ale tak naprawdę małe dziecko i tak zajmuje salon. Te zabawki wszędzie się plątają. A dzięki temu, że mieliśmy kojec, to one były przynajmniej tylko w jednym miejscu.

I ja bym tutaj dodała jeszcze jedną rzecz.  Właśnie, tak jak Asia powiedziała, dziecko tam było 10 minut, płakało, to ono nie lubi już tego miejsca i koniec, kończymy z tym. To się wszystko obija znowu o akceptację emocji. My oczekujemy zgody dziecka od razu na to. Takiej, że ono od razu to zaakceptuje i nie będzie płakać. To nie chodzi też oczywiście o to, że dziecko tam wsadzamy na godzinę i ono przez godzinę będzie płakać. Tylko na przykład wsadzamy je na 5 minut. I ono przez 5 minut może wyrazić niezadowolenie. Później na przykład wchodzimy, wychodzimy. Czyli tak powoli go wprowadzamy do tego. My nigdzie… naprawdę nie ma w RIE czegoś takiego jak ‘cry it out’ (jak zostawianie go samego, niech ono płacze przez godzinę). My tam cały czas jesteśmy, tylko przyjmujemy te emocje, akceptujemy. To jest coś nowego dla niego. Ma prawo powiedzieć ‘nie’. Niech mówi. My chcemy słuchać o tym. Ale też jako rodzice wiemy, że to jest dobre i dla nas i dla dziecka i chcemy to wprowadzić.

I tu się też odniosę do tego, co ty powiedziałaś Asia o tym przekonaniu, że to wynika wszystko od nas. I jasne, że tak. Bo na przykład powiem wam, że było dla mnie takim zaskoczeniem, że prowadząca, która prowadziła kurs RIE (bardzo ciepła, mądra, życzliwa osoba, która wprowadzała bardzo dużo RIE wskazówek w swoje życie i swojego dziecka), ale powiedziała na przykład, że “przestrzeń na tak” jej się nie sprawdziła. Że jej dzieci to raczej nie miały takiej zamkniętej przestrzeni. I to było dla mnie takie zaskoczenie i to też jest ok. Może to też wynikało z jej przekonania, że to miała jakoś nieprzepracowane, albo może w jej domu nie było takiego fajnego miejsca na zrobienie czegoś takiego. No i to też jest ok. Ona nie miała. U mnie to na przykład działało i działało świetnie i polecałabym każdemu spróbować, ale z takim właśnie przekonaniem wewnętrznym. Tym trzeba się najpierw zaopiekować.

Tak, to ja jeszcze tylko dodam z własnych doświadczeń, że ja też nie miałam “przestrzeni na tak”, dlatego że poznałam podejścia RIE, kiedy moje drugie dziecko było już trochę większe, nie znałam go wcześniej. I nie zdążyłam, że tak powiem, wykorzystać już akurat tego aspektu. I nie mam z tego powodu absolutnie żadnych wyrzutów, w sumie, że tej przestrzeni nie było. Natomiast gdybym miała mieć małe dzieci, to na pewno bym taką przestrzeń chciała stworzyć. Dla mnie głównym takim motywatorem do tego byłoby to, żeby moje dzieci nie musiały ciągle słyszeć mojego gderania nad uchem: „Nie dotykaj / nie ściągaj / chodź tutaj / nie idź tam / wróć / tego nie możesz”. A wiecie, kiedy zostawiamy dzieciom tę przestrzeń zupełnie otwartą i one mogą się poruszać po całej przestrzeni, to oczywiście, że często muszą takich naszych komunikatów słuchać, bo wtedy bardzo trudno jest zadbać o tę bezpieczną i swobodną zabawę. Więc uważam to za świetny pomysł, żeby właśnie w ten sposób tę przestrzeń dla dziecka stworzyć. 

Może się też pojawić taka myśl, która pojawiła się w programie w telewizji śniadaniowej, do którego cały czas tutaj nawiązujemy, że jak my damy dziecku taką swobodę w jakimś jednym obszarze, czyli na przykład stworzymy tę “przestrzeń na tak”, akurat oni tam o tym nie mówią, ale mówią o tym, że jeżeli ja w jakimś jednym obszarze dam dziecku tę możliwość decydowania, tę wolność i swobodę, to to dziecko potem przyjdzie do kuchni w wieku czterech lat i będzie chciało gotować. No fajnie by było. Nie widziałam jeszcze czterolatka, który zrobiłby dwudaniowy, chociażby, obiad, wszedł do kuchni i tam tak zarządził. Oczywiście, że może chcieć i przyjść i co w tym złego, że będzie chciało z nami obierać ziemniaki, albo robić coś, co jest w stanie robić. Uważam, że to jest cudowne. Kuchnia akurat jest cudownym miejscem na budowanie połączenia i relacji, możemy tam naprawdę wiele. Wiele ugotować z naszymi i zgotować z naszymi dziećmi. 

Natomiast to nie jest tak, że kiedy my dzieciom dajemy tę swobodę w jakimś obszarze, to potem ono będzie wszędzie takie ekspansywne i będzie chciało tylko to, co ono chce i będzie zagarniało gdzieś właśnie inne obszary. Nie. Dziecko, które ma pozostawioną taką swobodę, właśnie wręcz przeciwnie — nie musi walczyć w innych miejscach o to, że ono też jest ważne, że coś może, że może coś zrobić. Bo jeśli czuje, że są miejsca, gdzie to ono gra tę główną rolę w tym swoim przedstawieniu, to nie musi każdej innej okazji wykorzystywać do tego, żeby to sprawdzić, czy tak jest. Więc wręcz przeciwnie — uważam, że dawanie dzieciom obszarów, w których mają niekontrolowaną przez nas dorosłych przestrzeń jest czymś — nazwę to wprost — obowiązkowym. Tyle aspektów życia naszych dzieci chcemy kontrolować. Mają zegarki z geolokalizacją, które oczywiście czasami są potrzebne. Wozimy, zawozimy do szkoły, pomagamy w lekcjach, w innych rzeczach, w relacjach i tak dalej. Że zostawianie przestrzeni, gdzie mogą pobyć same ze sobą, jest naprawdę jednym z cenniejszych prezentów, jakie tym naszym dzieciakom my jako rodzice możemy dać. 

Tak, a ja jeszcze tutaj dopowiem taką krótką rzecz, że tutaj znowu obijamy się o brak zaufania. Jeżeli właśnie my myślimy, że jeżeli dziecko będzie miało swoją przestrzeń, tam będzie robić wszystko, to później w każdym pomieszczeniu w domu albo u innych będzie też robić wszystko, to my nie wierzymy w jego kompetencję, że ono będzie wiedziało, że na przykład w kuchni już nie może robić wszystkiego, bo stawiamy granicę. Więc to się zazwyczaj wszystko, o czym mówimy, wszystkie takie różne problemy, to najczęściej ma źródło w jakimś tam właśnie braku zaufania do różnych kompetencji dziecka.

I ja tutaj też podsumuję, że bardzo fajnie Asia to powiedziałaś, żeby właśnie z głową i wybierać zabawki i przestrzeń dla dziecka właśnie po to, żeby wspierać tę samodzielną zabawę dziecka, jego samodzielność, różne kompetencje. Samodzielna zabawa rozwija tak dużo kompetencji, że tym się już zajmowałyśmy, a i tak nie wyczerpałyśmy wtedy tematu. Ja tylko powiem, że naprawdę Twoje dziecko może bawić się samo, jeżeli spróbujesz wskazówek RIE. Bardzo, bardzo cię do tego zachęcam.

Tak, gorąco zapraszamy, żeby poznawać te wskazówki. Więcej informacji i tych wskazówek samych w sobie znajdziecie w naszych poprzednich odcinkach podcastu, do których serdecznie zapraszamy. A za dzisiaj dziękujemy. 

Dziękujemy bardzo, cześć.