Miej świadomość, że Twoje dziecko obserwuje Cię cały czas- nie chowaj głowy w piasek, kiedy widzisz, że potrzebuje Twojej pomocy, nie umniejszaj jego problemów, nie odwracaj się, kiedy możesz mu pomóc.
Historii przedszkolnej ciąg dalszy. Nerwowość synka wraz z powrotem do przedszkola (pisałam o niej tutaj: https://rodzic-lider.pl//trudny-powrot-do-przedszkola/) jakby nieco przygasła, pojawił się za to inny problem- trudne rozstania. Jaś zaczął płakać przy rozstaniu w przedszkolu. Nie tylko wtedy, kiedy pożegnanie się przeciągało, ale za każdym razem. Codziennie. Już w szatni. Albo dopiero w szatni. Bo zazwyczaj po drodze jakoś się trzyma. Zaczęło nas to z mężem niepokoić. Cos jest nie tak. Jaś jest chłopcem towarzyskim, otwartym, płacz przy rozstaniu w przedszkolu przerabialiśmy ostatnio przeszło rok temu. Myślę, że nasze dziecko przez ten czas dojrzało. Ma zapewne większą świadomość tego, że nie zostaje w przedszkolu na nieskończony czas, tylko o danej porze zostanie odebrane. Dojrzało też nieco emocjonalnie do rozstania z rodzicami. O co zatem chodzi- zastanawialiśmy się przez ostatnie dni?
Zawiozłam Jasia do przedszkola. W szatni już przebąkuje, że nie chce zostać, że nie lubi przedszkola, żebym go odebrała po zupie. Wchodzi do sali, siada na dywanie. Ja zamieniam w drzwiach dwa słowa z Panią, pytając czy jest na sali Jasia worek z ubraniem, bo mam w ręce jego czysty dres na gimnastykę, a worka nie było w szatni. Tyle wystarczy, żeby moje dziecko spróbowało raz jeszcze swoich sił do powiedzenia mi tego, że w przedszkolu jest mu źle. Mówi naprawdę głośno i wyraźnie. Wybiega z sali, ryczy, wtula się we mnie. Przytulam go i przytulam, płacz jednak nie ustaje. Sama czuję się bezradna, nie wiem czy przekonywać go do powrotu do sali, czy może lepiej dzisiaj zabrać do domu. Pierwsza opcja nie przechodzi przez moje serce– po prostu nie mam tzw. sumienia zostawić go w takim stanie. I dzięki Ci serce, że czasem Cię słucham. Druga opcja- racjonalny rozum podpowiada– jeśli dzisiaj go weźmiesz, jutro będzie podobnie. Więc nie robię nic, bo nie wiem co zrobić. Stoję z moim synem na korytarzu i go tulę, pozwalając mu się wypłakać. Zaczepia nas pani z kuchni, która zachęca, żeby Jaś pojechał z nią wózkiem po jedzenie. Jaś nie chce. Ale płacz ustaje. Idziemy razem z panią. Jasia to jednak nie bawi, nie chce pchać wózka, nie chce też chyba żeby ktoś go zagadywał. Zatem zostajemy na kortarzu i próbujemy dojść do porozumienia. Pytam Jasia czy pójdzie do sali. Zgadza się pod warunkiem, że ja będę w drzwiach i będę patrzeć. Najpierw próbuję tłumaczyć, że rodzice nie mogą zostawać, ale ulegam jego argumentowi, że mama Marcinka tak ostatnio została. Nie spieszę się (jak się tego uczę przeczytaj tutaj:http://two.rodzic-lider.pl/jak-z-nimi-byc-naprawde-choc-godzine-dziennie/)- tak na marginesie jakoś ostatnio coraz mniej się spieszę- więc zgadzam się, żeby zostać w drzwiach. Jaś wchodzi do sali, ale Pani zabiera go na bok, tak żeby mnie nie widział (nie zdążam pani powiedzieć , że umówiłam się z nim, że chwilę zostanę). Kiedy moje dziecko traci mnie z zasięgu wzroku wpada w histerię. Chce koniecznie wyjść, pani nie chce go puścić, więc wkraczam do akcji i znów zabieram go na korytarz. Już wiem, że raczej tu dzisiaj nie zostanie. Tym razem jednak w tym płaczu udaje mi się usłyszeć coś ważnego: „boję się”. Już wiem, że tego nie zostawię i przede wszystkim nie zostawię z tym mojego dziecka samego. Czekam więc znów cierpliwie aż się nieco uspokoi, przytulam tak długo jak chce i pytam czego się boi.
Jest w grupie chłopiec, który bardzo rozrabia. Zaczepia inne dzieci, bije, panie nie potrafią sobie z nim poradzić. Sama byłam niejednokrotnie świadkiem tego, że większość energii pań idzie w uspokajanie tego chłopca. Albo pilnowanie, żeby czegoś nie wywinął. Ewentualnie w próbę przewidzenia tego, co może się za chwilę wydarzyć. Jak się okazało później (pani nauczycielka wyszła do nas na korytarz) Jaś miał wczoraj większe spięcie z tym chłopcem, w wyniku którego ucierpiał. Został uderzony w nos. Pani określiła to jako sytuację, której mógł się przestraszyć. Mój mały bohater nie poskarżył się, ale jak się okazuje z atakami tego chłopca sobie nie radzi. Nie radzi sobie z atakami fizycznymi, ale też zaczepkami słownymi. l Jaś w końcu powiedział, że jest przez tego chłopca w różny sposób przezywany. Myślę, że do tego wszystkiego dochodzi ogólne napięcie, które panuje w grupie, kiedy panie sobie z tą sytuacją nie radzą. Dzieci czują, że nie jest bezpiecznie. Moją uwagę przykuły ostatnio zdania rzucone przez Jaśka gdzieś pomiędzy, ni stąd ni zowąd: „Jak będziesz niegrzeczny, to pójdziesz do innej grupy”, „Jak będziesz tak robił, nie będziesz z nami malował”. Spytałam do kogo Pani tak mówi. Jaś zawsze wyjaśniał, że to do tego chłopca, który jest niegrzeczny. Nie poczułam jednak, że w tych z pozoru nieznaczących zdaniach, kryje się coś więcej. Że może mój syn chciał przez to coś powiedzieć, tylko nie umiał tego nazwać.
Dziś udało nam się to uchwycić. W przedszkolu nie zostaliśmy. Zabrałam Jasia do domu. Poruszyłam ten temat z innymi rodzicami z grupy. Okazało się, że problem dotyczy nie tylko nas. Są dzieci pokłute przez chłopca widelcem, popychanki i kuksańce to „chleb powszedni”. Co z tym zrobiłam? Panie mają mieć rozmowę z dyrekcją w tej sprawie. Rozmowy z rodzicami były już podejmowane i nie przyniosły żadnego efektu.
Czego mnie to uczy? Ta sytuacja to kilka lekcji:
1. Zawsze ufaj swojemu dziecku i jego odczuciom. Dzieci mają głęboką mądrość, wystarczy ją dostrzec.
2. Daj dziecku czas na to, żeby przeżyło daną sytuację tak jak chce, tak jak potrafi i nie naciskaj wtedy na to, że ma być „jakoś” (nie płakać, nie bać się, nie przesadzać itp.)- czyli tak, jak Ty uważasz za słuszne.
3. Słuchaj, słuchaj i jeszcze raz słuchaj- także między wierszami- nawet jeśli Twoje dziecko potrafi już mówić, nie zawsze potrafi nazwać to, co chce powiedzieć.
4. Ucz swoje dziecko stawiania granic i tego jak się bronić, kiedy ktoś atakuje. Czasami stanowcze powiedzenie: „nie rób tak” to za mało.
5. Miej świadomość, że Twoje dziecko obserwuje Cię cały czas- nie chowaj głowy w piasek, kiedy widzisz, że potrzebuje Twojej pomocy, nie umniejszaj jego problemów, nie odwracaj się, kiedy możesz mu pomóc. Nauczysz go tym samym, że może na Ciebie liczyć, że ma wsparcie w Tobie dorosłym- dzięki temu może pozostać dzieckiem, że problemom należy stawiać czoła, a nie się przed nimi chować.
Czy nie mam pokusy, żeby Jasia nie posyłać na razie do przedszkola? Przynajmniej dopóki ta sytuacja się nie wyjaśni? Oczywiście, że mam. Ale chciałabym, żeby nauczył się stawiać czoła trudnym sytuacjom, a nie przed nimi uciekał. Dlatego pozostając czujna puszczam go do przedszkola, bo wierzę, że przy naszym, rodziców i nauczycieli, wsparciu, poradzi sobie.