Kiedy i jak stawiać dzieciom granice zgodnie z RIE?

W tym odcinku posłuchasz o:

W tym odcinku posłuchasz o:

  • dlaczego grancie są o naszych potrzebach a nie o zachowaniu naszych dzieci;
  • jaką książka była dla nas dużą inspiracją w temacie granic;
  • jak granice modelują to, żeby odnosić się do kogoś z szacunkiem;
  • dlaczego w stawianiu granic najważniejszy jest dobry kontakt z sobą samym;
  • jak decydowanie wiąże się z odpowiedzialnością.

Transkrypcja

Asia: Dzień dobry, dzień dobry, z tej strony Asia i Justyna. Witamy Was w kolejnym odcinku podcastu. Podcast ten nagrywamy dla rodziców, którzy tak jak my, chcieliby lepiej poznać podejście RIE. Cześć Justynka. 

Justyna: Cześć, dzień dobry wszystkim.

W dzisiejszym odcinku chciałybyśmy Wam powiedzieć o temacie, który jest jednym z ważniejszych, bo pomaga w tym, żeby wszystkie inne tematy dobrze funkcjonowały. Nie wiem, czy po tym krótkim wstępie będziecie w stanie rozpoznać, który to temat. Tym tematem na dzisiaj są…

…oczywiście granice.

Oczywiście granice, bo bez tych granic ani rusz. Ja szukałam jako mama małych dzieci różnych podejść. To było tak, że na samym początku trafiłam chyba na Jespera Juula i on był takim moim pierwszym odkryciem i książka „Twoje kompetentne dziecko” kilkanaście lat temu. Ja wtedy po raz pierwszy otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia i pomyślałam sobie „wow, to naprawdę można jakoś inaczej niż mi się wydawało, że można”. I jak właśnie rozpoczęłam swoją rodzicielską przygodę rozwojową z Jesperem Julem, tak potem zaczęłam szukać różnych innych źródeł i innych podejść. I to, co zawdzięczam RIE właśnie bardzo, bardzo, bardzo mocno, to to, że to właśnie RIE nauczyło mnie, jak stawiać granice z szacunkiem. Jak to robić w praktyce — nie tylko myśleć o tym, ale faktycznie to robić. Co oznacza ten szacunek, o którym wspomniałam w przypadku granic. Jak z tej kompetencji mogę skorzystać i ja, i moje dzieci. Więc dla mnie ten temat, ten wątek właśnie granic jest w podejściu RIE ogromnym źródłem, z którego ja do tej pory czerpię. No i teraz będziemy starały się w tym krótkim odcinku opowiedzieć wam o najważniejszych rzeczach związanych z granicami. Justyna, co dla ciebie jest najważniejsze w temacie granic w RIE? 

Wspomniałaś tutaj o Jesperze Juulu. Dlatego ja wrócę do niego, bo jego książka, właśnie „Twoje kompetentne dziecko” bardzo pomogła mi zrozumieć, czym jest granica. Ja to rozumiem w takim znaczeniu, że jeżeli mamy kary, to w karach skupiamy swoją uwagę na dziecku, które się źle zachowuje. Natomiast granica jest bardziej o moich potrzebach. O tym, kiedy ktoś narusza w jakiś sposób moje granice, moje potrzeby. Czyli chodzi o to, żeby nie narzucać ograniczeń na inne osoby, tylko skupić się na kontakcie z sobą i dbać o swoje granice, żeby inni ich nie naruszali. Tak samo odnośnie innych osób — my pomagamy naszym dzieciom, żeby one nie naruszały granic innych osób. Granica to jest oczywiście też ochrona dziecka, prawda, bo nie pozwolimy wybiegać pod jadące auto. I bardzo mi pomaga zrozumieć, czym jest ta granica, właśnie cały czas to porównywanie do kar. Kary wywołują u dzieci, w dzieciach negatywne emocje, smutek, złość, poczucie niesprawiedliwości. I dzieci wtedy często nawet nie rozumieją, co zrobiły złego, bo ich proces nauczania jest zablokowany przez te negatywne emocje.  I właśnie RIE to też bardzo często powtarza, żeby stawiać te granice z szacunkiem, bo te granice są właśnie też wyrazem szacunku, to jest bardzo ważne. I one modelują okazywanie szacunku, a kary tego niestety nie robią. I właśnie RIE jest przeciwny wszelkim karom. Jest jak najbardziej orędownikiem stawiania granic i to odpowiednio wcześnie — zanim my się zdenerwujemy i sięgniemy do tych kar w złości; sięgniemy do jakiegoś szlabanu, zabrania zabawek, krzyku.

Tak, tak. Ja jeszcze bym dodała do tego, żeby też była pewna jasność, że to nie jest tak, że granice postawione z szacunkiem nie wywołają w dzieciach tych trudnych emocji, bo oczywiście, że tak też może się stać. Tylko my inaczej na to wtedy patrzymy, bo te granice są o mnie, o moich potrzebach i myślę, że to jest w tym najistotniejsze, że sprawdzamy z samą sobą, na co ja się zgadzam, a na co nie. Czasami rodzice pytają o jakiś uniwersalny przepis, na przykład: to ile dziecko czasu powinno grać na komputerze albo o jakąś taką — wiecie — złotą radę. I ja zawsze wtedy powtarzam, że tutaj nie ma z mojej strony jednej odpowiedzi prawidłowej, która by rozwiązała dany temat. Dlatego, że każdy z nas w każdej sytuacji zareaguje inaczej. Będzie babcia, która będzie kochała uściski i to, że dzieci będą na nią wskakiwać i ciągnąć ją za kurtkę i dla niej to będzie wyraz jakiejś bliskości, będzie lubiła być w takim bliskim kontakcie fizycznym. A będzie babcia, która tego nie będzie lubiła. Więc z tej perspektywy patrząc, myślę, że istotne jest, żeby nasze dzieci sprawdzały z innymi dorosłymi, gdzie leżą te ich granice, gdzie one są i żeby tam to się działo. Stąd ten temat jest taki bardzo kompleksowy, bo on zawiera w sobie wiele, wiele wątków. 

Ale wracając tutaj do Twojego pytania o to, kiedy postawić te granice, to oczywiście, że im szybciej ja o nie zadbam dla siebie, tym mniej się — mówiąc krótko i prosto — zdenerwuję. Bo jak moje napięcie będzie narastać, a czasami słuchajcie, to jest tak, że my nawet nie zauważamy tego, że jakaś sytuacja powoduje, że w nas to napięcie rośnie. Bo jesteśmy czymś innym zajęci, bo nie mamy czasu, co bywa też bardzo często. Po prostu jesteśmy mniej uważni, to też jest zupełnie, zupełnie normalne. I wtedy właśnie warto się zatrzymać i sprawdzić z samym sobą: „OK, co się dzieje we mnie, co takiego się dzieje?” Czy to jest dla mnie OK i ja czuję się komfortowo z tym, że na przykład prosiłam moje dziecko, żeby posprzątało, a ono wciąż nie posprzątało i machamy ręką raz, drugi, trzeci… Może być tak, że w ogóle ten temat nie będzie dla nas istotny, dla niektórych z nas, i machniemy ręką piąty raz. A może być tak, że przy czwartym razie, my już będziemy na samym szczycie naszej wytrzymałości i wtedy wybuchniemy. I stąd — im szybciej zadbamy o te granice dla samych siebie, to — tak to nazwę — tym bezpieczniej możemy przejechać przez te różne sytuacje. A RIE podaje też super metaforę, à propos jazdy ze światłami, prawda? 

Tak, dokładnie właśnie o tym miałam wspomnieć, że to ogromnie pomaga, bo stawianie granic wymaga wiele kontaktu ze sobą. Myślę, że to jest taka podstawa. To, czy uda nam się postawić granicę, wynika z tego, czy mamy w sobie pewność, a ta pewność wynika z kontaktu z sobą i wiedzą, czego ja chcę. I tutaj RIE daje takie porównanie do świateł: czerwonego, zielonego i żółtego. Czyli z czerwonym i zielonym nie ma problemów. Zielone oznacza, że mam pełną zgodę na coś. Na przykład dziecko prosi o spacer, a ja mam czas i siły, więc: „Pewnie! Idziemy na ten spacer”. Czerwone też jest proste, czyli na przykład nie pozwolimy bawić się ogniem. Natomiast żółte to już jest problem. Tu się zaczynają właśnie schody, bo ja nie wiem, nie jestem pewna, czy jeszcze jedno ciastko, czy nie; czy Tak, dokładnie właśnie o tym miałam wspomnieć, że to ogromnie pomaga, bo stawianie granic wymaga wiele kontaktu ze sobą. Myślę, że to jest taka podstawa. To, czy uda nam się postawić granicę, wynika z tego, czy mamy w sobie pewność, a ta pewność wynika z kontaktu z sobą i wiedzą, czego ja chcę. I tutaj RIE daje takie porównanie do świateł: czerwonego, zielonego i żółtego. Czyli z czerwonym i zielonym nie ma problemów. Zielone oznacza, że mam pełną zgodę na coś. Na przykład dziecko prosi o spacer, a ja mam czas i siły, więc: „Pewnie! Idziemy na ten spacer”. Czerwone też jest proste, czyli na przykład nie pozwolimy bawić się ogniem. Natomiast żółte to już jest problem. Tu się zaczynają właśnie schody, bo ja nie wiem, nie jestem pewna, czy jeszcze jedno ciastko, czy nie; czy jeszcze 10 minut gry, czy nie. I to dziecko doskonale tę niepewność wyczuje i możliwe, że nie uda się postawić tej granicy, jeżeli mamy tę niepewność. I tutaj RIE bardzo zaleca danie sobie chwili na przemyślenie i złapanie tego kontaktu ze sobą, czy ja idę w czerwony i stawiam tę granicę z pewnością, czy może jednak idę w zielone i też biorę na siebie taką odpowiedzialność, że miałam jakieś wątpliwości, ale rozważyłam to i zgadzam się. Biorę na siebie odpowiedzialność, że na przykład idę na ten spacer, ale dziecko może być zmęczone, ale to OK — poniosę go najwyżej. I bardzo często jest tak, że kiedy mamy te wątpliwości, to my jednak tę granicę musimy postawić. I mi ogromnie pomaga tu myślenie, to cały czas rewidowanie tego, czy ja tę granicę chcę postawić, czy nie. Bo to właśnie wszystko zaczyna się od nas, prawda?

Tak, tak. Ja też nie bez przyczyny nazywałam swoją działalność Rodzic Lider, bo do tego zachęcam rodziców właśnie. Żeby tego, czego oczekujemy w kontakcie z dziećmi i w tych relacjach; tego, co chcemy budować tutaj między nimi, żeby zaczynać zawsze od siebie. Sprawdzić najpierw ze samym sobą, jak ja sobie radzę z jakąś daną kompetencją. Chcielibyśmy tak bardzo, żeby nasze dzieci potrafiły zadbać, ale czy ja potrafię dbać o swoje granice? Tutaj jest bardzo wiele różnych rzeczy, na które zawsze warto najpierw popatrzeć, jak ja się z tym danym tematem mam, zanim zacznę oczekiwać, że moje dziecko powinno lepiej niż ja jako dorosły. A tak czasami byśmy chcieli. I z granicami też jest tak, że im bardziej pewnym liderem jestem, tym łatwiej inni za mną podążają. Czyli jeżeli ja jestem przekonana, że godzina grania dziennie, mówię o graniu na komputerze, dodam dla ścisłości, albo na zabawie z ekranem, zabawie jakiejś. Jeżeli ja sobie założę, że uważam, że godzina to jest wystarczająco, to jeśli jestem co do tego pewna, to łatwiej mi jest wtedy poprowadzić moje dziecko w takich ramach tak naprawdę, bo wtedy nie mam tego wahania w sobie. Ale jeżeli moje dziecko przyjdzie i powie „no ale mamo,wszyscy mogą dłużej niż godzinę dziennie”, „ale wczoraj nie grałem, więc dzisiaj chcę dodatkowo mieć więcej czasu”, „ale mamo, tylko ty jesteś taka, że nie pozwalasz grać dłużej, wszyscy inni rodzice pozwalają”, „ale mamo…” — i tutaj możecie wstawić odpowiednie argumenty, i ja zaczynam sama za sobą sobie myśleć „hmm, to może faktycznie tylko ja jestem taka surowa w tym temacie, może już teraz jest inaczej”, to moje dziecko wejdzie w te otwarte, uchylone drzwi z całym impetem i z całą pewnością, korzystając tutaj z tej mojej niepewności. Jeśli ja tę spójność i pewność mam w sobie, to będzie mu dużo łatwiej za mną podążyć. Co nie znaczy, że zrobi to błyskawicznie. Co nie znaczy, że zrobi to zawsze — wiecie — w takiej łagodności i takim przyzwoleniu „o tak mamo, masz rację, jak ty jesteś pewna”. Nie, nie — tak też nie jest. Ale miałam mnóstwo sytuacji, w których sprawdziłam właśnie, że to, jak ja wewnętrznie czuję się z daną decyzją, moja pewność siebie, co do danej decyzji, ogromnie wpływa na to, jak moje dzieci odbierają tę moją pewność i czy one się z tym czują też swobodnie i dobrze.


Jest jeszcze jeden taki ważny element dla mnie też w granicach. Ja to też bardzo wyraźnie widzę, że często dzieci chcą decydować o wielu sprawach. My z jednej strony potrzebujemy je do tego współdecydowania w różnych obszarach zapraszać, bo to jest dla nich ważne, żeby one nabierały swojej siły sprawczej i po prostu czuły, że mają wpływ na różne obszary swojego życia. Że mogą sobie wybrać, które ubranie założą, a jak są bardzo małe, to żeby ten wybór nie ciągnął się godzinami, to możemy go ograniczyć tam do kolorów, do sztuk. Wiecie, możemy dać czerwony czy zielony, żeby sobie to jakoś ułatwić. Naprawdę mamy mnóstwo okazji codziennie do tego, żeby dzieci zapraszać do współdecydowania. Ale mamy jednakowo mnóstwo decyzji i sytuacji, w których możemy z dzieci zdjąć ciężar decydowania, bo to nie jest tak, że małe dzieci, nawet jak wykazują tę chęć, że chcą o czymś decydować, to faktycznie jest to dla nich odpowiednie. Decydowanie wiąże się z odpowiedzialnością i z konsekwencjami, a to jest tak, że dzieci chcą zdecydować, ale nie zawsze są gotowe na odpowiedzialność i konsekwencje, jakie ponoszą. Gdybym ja pozwoliła moim dzieciom decydować o tym, ile czasu chcą spędzać przed ekranem, to konsekwencją byłoby to, że po pierwsze, nie miałyby czasu na inne fajne rzeczy, które oczywiście ja uznaję za fajne, one nie zawsze, ale jak się potem okazuje, to one są mimo wszystko super. Po drugie, nie ruszałyby się, a chciałabym, żeby się ruszały. Po trzecie, nie rozwijałyby innych kompetencji poza ćwiczeniem kciuków na przykład na komputerze. I kto by poniósł te  konsekwencję? Z jednej strony one, bo by się nie rozwijały, ale z drugiej ja czuję, że to jest moja rola rodzica zadbać o te inne obszary i wziąć tę odpowiedzialność na siebie. Stąd zdjęcie z nich tego ciężaru jest po prostu czasami korzystne.

Tak, nawet Stuart Shanker pisał o tym w książce Self Reg, że dzieci potrzebują granic, że ani zbyt rygorystyczne granice, ani brak granic nie są dla dzieci dobre. Granice to jest bezpieczeństwo dla dzieci tak naprawdę. One czują, że się ktoś nimi zajmie, że je poprowadzi, że właśnie będzie liderem.   Ja to tak widzę, że nie ma stawiania granic bez pełnej akceptacji tych emocji. To nie chodzi o to, że ja mówię „będzie tak, a tak”, a dziecko za mną podąża  w ogóle się nie buntuje. Nie, u nas to też tak nie wygląda. Ja jestem gotowa na te emocje dzieci i ja im daję przyzwolenie. Na przykład, dajmy na to wychodzimy z placu zabaw. Po pierwsze zawsze staram się dzieciaki przygotować do tego, że za 5-10 minut będziemy wychodzić. Ja jeszcze mam trójkę, tak więc muszę tutaj to tak logistycznie rozegrać, żebyśmy wyszli bez większych krzyków. Ale też mówię, że wychodzimy i w momencie, kiedy już mówię, że jest ten czas, to ja też jestem gotowa na to, że ktoś może zaprotestować. To jest też moja odpowiedzialność jako rodzica myśleć o ich zmęczeniu. Jeżeli widzę, że są zmęczone, to nie oczekuję współpracy. Staram się jak najszybciej ten plac zabaw opuścić albo myśleć o tym, żeby tę granicę postawić właśnie wcześniej, zanim one są zmęczone i zaakceptować też emocje. Na przykład: „Widzę, że super bawisz się z koleżankami. Tak bardzo byś chciała zostać. Dzisiaj niestety już nie jest to możliwe. Przyjdziemy znowu jutro, teraz idziemy”. Jeżeli to jest konieczne przy małych dzieciach, czasami wziąć na ręce i wynieść.

Bo my się boimy często też fizycznej interwencji, a w RIE bardzo się to podkreśla, szczególnie przy tych malutkich dzieciach, nawet do piątego roku życia. Fizyczna interwencja jest bardzo potrzebna, czyli spokojny ton głosu, krótkie komunikaty i na przykład jak dziecko chce uderzyć inne dziecko, albo czymś rzucić, to przytrzymać delikatnie rękę i powiedzieć „Nie pozwolę ci”.

Dla mnie też jest bardzo ważne to, żeby ta uważna obserwacja łączy się też ze stawieniem granic. Że ja na przykład, obserwując swoje dzieci, wiem, kiedy one są bardziej skore do jakichś zachowań niepożądanych. Na przykład jedno z moich dzieci, kiedy jest smutne, to nie płacze, tylko najpierw komuś zygnie albo czymś rzuci. Ja już to widzę, że tam jest jakiś smutek najczęściej, ja już jestem blisko obok nich, żeby szybko zainterweniować, żeby do niczego nie doszło. RIE właśnie o tym mówi, żeby stawiać tę granicę, zanim dojdzie do czegoś. I to nie jest też tak, bo być może ktoś się teraz obawia „no ale to co, ja cały czas za tym dzieckiem będę musiał chodzić?” No właśnie nie, bo jak postawisz tę granicę jasno, spokojnie, empatycznie, w miarę wcześnie, nie zdenerwujesz się, to dziecko naprawdę podąży za tym i nie będzie konieczności, żebyś przez resztę dnia na przykład, co chwila musiał tę granicę stawiać. Także wydaje mi się, że to jest taka bardzo fajna wskazówka i właśnie RIE bardzo dużo mówi o takich konkretach, jak to robić. Nie wiem, czy tobie teraz coś przychodzi, Asia, na myśl, co byś tutaj jeszcze dodała?

Ja myślę, że podałam wam już dosyć długi ten przykład właśnie z tym graniem, bo on jest taki u mnie na czasie, jak ma się już starsze dzieciaki, to one chcą używać tych urządzeń elektronicznych i jest dla mnie bardzo ważne, żeby sobie jasno określić te zasady tego, jak to będzie. Przykładów na granice, ja to często powtarzam, codziennie jest całe mnóstwo. To są codziennie i bez względu na wiek naszych dzieci sytuacje, w których my potrzebujemy zareagować. To może być też pora chodzenia spać, bo to też ja postrzegam jako moją odpowiedzialność, o której moje dzieci się kładą i to, żeby powiedzieć im, kiedy ten czas na zabawę i na bycie razem się kończy. I mimo że moje dzieciaki są już większe, to do tej pory robią to niechętnie, bo zawsze im jest tak jakoś szkoda. I z jednej strony to jest cudowne i fajne, że one lubią być z nami i że im jest szkoda wręcz pójść spać, a z drugiej strony wiem, że   to jest taki moment, że jak już przychodzi mycie zębów, to wiadomo, że już dzień się kończy i dla dzieci to jest trudne. I tutaj też staram się wciąż wspierać dzieci w tym, żeby przypilnować, że to jest pora, kiedy jest czas pójścia do łóżka, żeby po prostu zadbać o ich wypoczynek i o ich dobre samopoczucie. To przy starszych dzieciach, a przy młodszych dzieciach to tych sytuacji, myślę, że jest całe, całe mnóstwo. 

Tak, stanowczo i bardzo fajnie tutaj rezonuje teraz to, co ty lubisz powtarzać, że granice to jest wyraz miłości i wyraz szacunku. My te dzieci kochamy, chcemy dla nich jak najlepiej, dbamy o nie, dajemy im te bezpieczne granice, nie chcemy, żeby były postrzegane jako na przykład dzieci agresywne, więc uczymy ich, żeby nie naruszały granic innych dzieci. I właśnie myślę, że to jest takie najważniejsze przesłanie, że to jest wyraz naszej miłości i szacunku. Myślę, że to też trzeba podkreślić, bo z miłości robiło się wiele złych rzeczy w przeszłości, a z szacunku… to już nie powiemy, że na przykład „biję dziecko z szacunku”, tak? To jest w ogóle nie do pomyślenia. I myślę, co jest też bardzo ważne do zapamiętania, że jeżeli my będziemy mieć wewnętrzną pewność, pamiętajmy, to my będziemy wiedzieć, jak tę granicę postawić.

Tak jest. Nie bójmy się być granicą tam, gdzie nasze dzieci nie są w stanie być nią same dla siebie, to jest też takie ważne. To tyle o granicach. Tymi takimi podsumowującymi zdaniami zakończymy ten odcinek. Dziękujemy, że nas słuchacie i zapraszamy do kolejnego odcinka. 

Dziękujemy, do usłyszenia.