Czy RIE sugeruje, żeby zostawiać dzieci same sobie? Absolutnie nie!

W tym odcinku posłuchasz o:

  • czy dziecko rozwija swoją kreatywność zostawione same sobie;
  • czym różni się przestrzeń do samodzielności od zostawiania dziecka samego;
  • dlaczego szczególnie wtedy, kiedy dziecko przeżywa silne emocje nie zostawiamy go samego;
  • jak zabawa w chowanego może pomóc w turbodrzemce;
  • uwierzyć w dziecko to nie to samo, co rzucić je na głęboką wodę;
  • zacznij od zaufania wobec siebie, żeby móc je przekazać dziecku.

Transkrypcja

Dzień dobry, witamy serdecznie w kolejnym odcinku podcastu ‘Może być lżej’. W tych odcinkach podcastu odkrywamy podejście do dzieci RIE. Z tej strony Justyna i…

 

…Asia. Dzień dobry. 

 

Dzisiaj zajmiemy się taką kwestią, że w tym sławetnym odcinku nagrania telewizji śniadaniowej, o którym wspominałyśmy Wam w pierwszym odcinku tej nowej serii, padło takie stwierdzenie, że w RIE to trzeba zostawić dziecko samo sobie, żeby ono wtedy rozwijało swoją kreatywność i samodzielność i inne różne kompetencje. Asia, to może Ty zaczniesz. Czy w RIE zostawiamy dzieci same sobie? 

 

Ależ oczywiście, że nie. Nikogo nie zostawiamy samemu sobie, a już na pewno nie naszych najwspanialszych, najcudowniejszych, najcenniejszych — dla nas rodziców bardzo często-  dzieci, z którymi przecież chcemy budować bliską, fajną, autentyczną, szczerą, dobrą relację. Więc zostawianie ich samych sobie jest po prostu przekłamaniem, jakimś przeinaczeniem, być może błędną interpretacją podejścia RIE. Bo oczywiście jest w RIE tak, że są takie obszary i takie aspekty, w których pozwalamy dzieciom na dużo, myślę, większą samodzielność niż inne podejścia. I to może jest tym, co budzi takie kontrowersje, kiedy mówimy o tym, że nasze dziecko jest w wielu aspektach kompetentne i jest wiele rzeczy, które może robić samo. Może na przykład samo się bawić czasami, albo może samo sobie zakładać buciki, jak jest maluszkiem, a my możemy cierpliwie poczekać, może samo przynieść szklankę wody, nawet jak ma dwa latka. 

 

Jest wiele obszarów, w których RIE zaleca, żeby wspierać samodzielność dzieci po to, żeby te dzieciaki mogły budować zaufanie do samego siebie. Zaufanie, które objawia się w tym, że ja nie tylko słyszę od dorosłych, że jestem kompetentny, ale ja po prostu doświadczam tego. Mogę sobie z wieloma rzeczami poradzić. Natomiast absolutnie nie zostawiamy dziecka samego po to, żeby ono pozostawione jak jakaś żaglówka na wielkim oceanie różnych relacji tylko w ten sposób mogło się rozwijać i zdobywać kreatywność — dzięki temu, że nikt innym mu nie podpowie, jak tam ma się bawić, czy cokolwiek innego robić. 

Panie, które wypowiadały się w programie, powiedziały, że dziecko samo nie jest w stanie się rozwijać, bo w pewnym momencie zabraknie mu pomysłów na to, jak się bawić, co wymyślić, itd. I tylko ‘mądry’ dorosły może mu je podpowiedzieć. I oczywiście, że czasami jest tak, że chcemy naszym dzieciakom podpowiedzieć pewne rozwiązania, podsunąć jakiś pomysł. Czemu nie? Nikt nie twierdzi i nikt w podejściu RIE nie zabrania, żeby być kreatywnym rodzicem, który coś wymyśli. Natomiast to, co mówi RIE, to: zwróć naprawdę taką szczerą uwagę, szczerą w takim znaczeniu, że bądź uczciwy sam ze sobą, czy zostawiasz swojemu dziecku taką niezagospodarowaną przez ciebie przestrzeń na to, żeby ono mogło robić to, co ono naprawdę chce. To, co ono lubi. Żeby mogło czasem, uwaga, poczuć, co to znaczy się nudzić, co to znaczy nie mieć pomysłu i na niego trochę poczekać. I myślę, że to, czego się często boimy i czemu takich sytuacji unikamy, to dlatego, że boimy się tych emocji, które dzieci mogą przynieść. Tej frustracji, tego, że ona będzie marudzić: „ale ja nie wiem, co mam robić”, ale pobaw się ze mną”, itd. I znów muszę tutaj dodać, stając bardzo mocno w obronie podejścia RIE, że oczywiście, że w RIE bawimy się razem z dziećmi, kiedy tylko my mamy na to ochotę, mają na to ochotę nasze dzieci i kiedy sprzyjają temu różne okoliczności. Ale bywa też tak, że czasami nie mamy ochoty, a dzieci mają ochotę i to też jest ok, kiedy odmówimy i się z nimi nie pobawimy. Albo kiedy stworzymy naszym dzieciom właśnie przestrzeń, czas, możliwości do tego, żeby one od najmłodszych lat (a od najmłodszych lat mam tak naprawdę na myśli, od pierwszych dni życia, od najwcześniejszych miesięcy) miały taką okazję do eksplorowania świata na własny sposób, na własną rękę, bo to właśnie wtedy dzieci budują zaufanie w swoje kompetencje i zaufanie do siebie. 

 

Tak, ja myślę, że bardzo ładnie to ujęłaś. Właśnie chodzi o tworzenie tej przestrzeni, o wspieranie dzieci, o zachęcanie, o dawanie im możliwości. O to, żeby mieć na myśli zawsze to, żeby to jeżeli chodzi o zabawę i takie zajęcia, żeby to dziecko było tym aktorem, reżyserem i scenarzystą swojej zabawy. I właśnie, żebyśmy my nie wchodzili cały czas w rolę takiego animatora, który im organizuje czas. Więc chodzi o to, żeby dawać im te możliwości, żeby wspierać, ale absolutnie, tak jak Asia powiedziała, nie chodzi o zmuszanie, o takie wywieranie presji, o zostawianie dziecka samego. Bo my się uczymy przez pozytywne doświadczenia, więc w RIE także zaleca się, żeby to było na zasadzie takiego właśnie wsparcia, pomocy, takiego kibicowania. 

 

My jesteśmy właśnie taką osobą, która zagrzewa to dziecko, która mówi, że ufa w jego kompetencje, która akceptuje też właśnie emocje i pokazuje dziecku, że jeżeli na przykład dziecko jest niezadowolone, bo nie chcemy się z nim pobawić, to pokazujemy mu od razu: „tak, akceptuje twoje emocje, chciałbyś się teraz bardzo pobawić, jednocześnie ufam ci i wiem, że to jest coś, z czym jesteś w stanie się też zmierzyć”. I jak najbardziej to, co Asia mówi, że jeżeli mamy ochotę, to tak — bawmy się z dziećmi. Ja się też bawię, na przykład uwielbiam chowanego z dzieciakami się bawić i w berka. 

 

Ja już jestem za duża. Nie mieszczę się w takiej zakamarki. 

 

Ja polecam szczególnie, jak się czasami chce odpocząć minutkę. To jak znajdę dobre miejsce, to mam tę minutkę i dlatego chyba tak uwielbiam chowanego. 

 

Można się zdrzemnąć. Tak, dokładnie. 

 

Ale w tym pytaniu na śniadanie jedna pani też tak powiedziała z takim wyrzutem „to jak ja się mam nie bawić z własnym dzieckiem?” No właśnie — można się bawić. Tylko chodzi o to, żeby przede wszystkim zabawa była polem, gdzie to dziecko jest gwiazdą, gdzie ono wymyśla różne rozwiązania. I odnosząc się do tego, co wspomniała Asia, że w tym nagraniu było też powiedziane, że w pewnym momencie musi wkroczyć rodzic, bo dziecko już nie ma rozwiązań. Słuchajcie, jak dacie dzieciom tę chwilę czasami na nudę, albo zapytacie ich o rozwiązania, to jestem pewna, że oni was zaskoczą. Dzieci mnie tyle razy zaskoczyły swoimi kreatywnymi pomysłami, właśnie jak dałam im możliwość tej nudy, te 10 minut ponudzenia: „nie wiem”, „zrób mi coś”, „pobaw się ze mną”. Kiedy nie uległam temu, to dzieciaki naprawdę takie fantastyczne zajęcia wymyślają. 

 

Albo na przykład widzę to w trakcie narad rodzinnych. To jest akurat narzędzie, które wzięłam z Pozytywnej Dyscypliny, ale czasami jak mamy jakieś takie kwestie, jak na przykład kiedyś mieliśmy, że dzieciaki rzucały kurtki po przyjściu do domu na ziemię, zamiast jej odwiesić. I zrobiliśmy naradę rodzinną i zapytałam… najpierw im opisałam problem, że nie wiem, jak tutaj najlepiej to zorganizować, żebyście odwieszali te kurtki i poprosiłam ich o pomoc. I słuchajcie, oni sypnęli rozwiązaniami, na które ja na przykład nie wpadłam. I w wielu takich rzeczach pytajcie, to trochę odchodzimy od tej zabawy, ale naprawdę dzieciaki są kreatywne, mają rozwiązania, mają różne pomysły. My musimy trochę bardziej w nich uwierzyć, ale właśnie UWIERZYĆ, a nie rzucić na głęboką wodę i powiedzieć „plyń sobie, ja ci już więcej nie pomagam”. 

 

Tak, nawet padło też w tym programie takie stwierdzenie, że to niech to dziecko w takim razie się zamknie w pokoju na tydzień i sobie organizuje swój czas. I że my nie jesteśmy stworzeni do tego, żeby sami się do czegokolwiek motywować, bo to koledzy nas muszą wyciągnąć, żebyśmy porobili to czy cokolwiek innego. Oczywiście nikt nie zaleca nikomu w żadnym podejściu, myślę, tego, żeby dziecko zamknęło się na tydzień w pokoju i tam spędzało czas. I kiedy poruszamy kwestię samotności, bo taki jest temat, czy w RIE zostawiamy dzieci same sobie, to myślę, że nie ma innego drugiego podejścia, które tak bardzo zwracałoby uwagę na budowanie właśnie więzi i bliskości z dzieckiem, dorosłych z dzieckiem, opiekunów, , żeby to dziecko czuło, że na poziomie emocjonalnym i takim mentalnym zawsze może na tę pomoc dorosłego liczyć i że nigdy nie musi czuć się samotny. I dzieci czują się, myślę, nie tylko dzieci, że my jako ludzie czujemy się samotni wtedy, kiedy jesteśmy w relacjach, w których nie możemy być sobą. W których nie możemy tak naprawdę powiedzieć o sobie, o naszych jakichś najgłębszych przeżyciach, o naszych emocjach, o tym co w nas jest takie żywe, co dla nas jest ważne, bo boimy się reakcji drugiej strony. Boimy się, że będziemy niezaakceptowani, wyśmiani, że ktoś nas nie wysłucha i myślę, że wiele tych doświadczeń wynika właśnie z naszego wczesnego dzieciństwa, gdzie jako dzieci nie mieliśmy głosu w tych jakże dla nas palących i ważnych kwestiach. Bo kiedy dzieciaki zaczynały płakać albo krzyczeć albo mówić „to dla mnie ważne”, to słyszały „dzieci i ryby głosu nie mają”, „dorośli rządzą” i na tym świat się opiera i opierał i będzie pewnie kręcił dalej. A w RIE mówimy „Chcę Cię drogie dziecko usłyszeć ze wszystkim, co przynosisz. Nie zawsze będę w stanie odpowiedzieć na twoją potrzebę tak, jakbyś chciał. Nie zawsze będzie to możliwe. Nie zawsze będę w stanie spełnić twoje życzenie i to też jest ok. Ale chcę jako rodzic zawsze wiedzieć co jest dla ciebie ważne”. I dlatego nie odsyłamy dzieci do swojego pokoju ani za karę, ani po to, żeby tam nauczyły się, jak być samodzielne. 

 

Ale też z drugiej strony dajemy dzieciom przestrzeń na to, żeby mogły pobyć same ze sobą. Zobaczcie, jaką to jest często trudną sztuką dla nas dorosłych, pobyć sam ze sobą. Wielu z nas mówi „w życiu nie pojechałbym na wakacje w pojedynkę”, „nie lubię wychodzić do restauracji czy do miasta sam”, bo lubimy z kimś. Jest nam trudno czasami, kiedy mamy ten czas tylko dla siebie i oczywiście są tacy, którzy za nim tęsknią i mówią „chciałbym spędzić tydzień w samotności”, szczególnie jak mamy małe dzieci, jesteśmy zabieganymi rodzicami i marzymy o tym, żeby nikt od nas przez tydzień nic nie chciał. Ale też często jest tak, że nie umiemy być sami ze sobą, że nas to jakoś uwiera, że wtedy przychodzą te rzeczy, na które niekoniecznie chcemy gdzieś patrzeć, które niekoniecznie chcemy widzieć. I to właśnie daje podejście RIE, że ja mogę budować relacje, w których będę widziany i słyszany przez drugą stronę i to jest takie cenne w tym wszystkim. Więc absolutnie w podejściu RIE nie zostawiamy dzieci samych sobie. 

 

Mnie też przyszło teraz na myśl, że szczególnie nie zostawiamy dzieci samych sobie wtedy, kiedy one przeżywają trudne emocje. I to jest coś, co jest głównie propagowane właśnie w podejściu RIE. Bo czasami jest takie też podejście, że jak dziecko chce płakać i wyrzuca Cię z pokoju, to wyjdź i niech dziecko płacze tam samo. Natomiast RIE mówi: „nie, nie wychodź”. To dziecko nie mówi ci tego z takiego miejsca świadomego, logicznego. Ono po prostu trafiło do tej swojej emocjonalnej sfery. Ono się bardzo źle czuje, ono krzyczy, że chce, żebyś wyszedł, ale ono potrzebuje pomocy. 

 

I trochę też, sorry, że wejdę Ci w słowo, ale też trochę sprawdza wtedy, na ile ty — drogi dorosły — jesteś w stanie tutaj teraz mnie przyjąć z tym moim bałaganem. 

 

Tak, tak, bardzo ładnie to dopowiedziałaś. I dokładnie, w RIE jest właśnie to, żeby przy tym dziecku być, nawet jeżeli ono cię wyrzuca. Ja często na przykład swoim dzieciom — to się odwołam do swojej historii, bo też mi się zdarzało tak, że płakały i chciały mnie wyrzucić z pokoju i mówiły, że mam odejść. A ja im wtedy zawsze mówiłam, że „nie, nie odejdę, jestem tutaj z tobą teraz”. Po prostu powtarzałam, że jestem teraz tutaj z tobą i w pewnym momencie one wskakiwały mi na kolana i się tak mocno przytulały. I to był taki moment dla mnie upewnienia się: Tak, ja, moja obecność jest teraz tutaj potrzebna. 

 

I jeszcze tutaj może nawiążę do jednej rzeczy, która się pojawiła w tym odcinku, która też odnosi się do zaufania. I pani tam stwierdziła, że „jak my mamy zaufać dzieciom, że ono sobie poradzi, wymyśli zajęcie, skoro my sami sobie nie ufamy”. No i mi tutaj troszeczkę ręce opadły, bo jeżeli też rzeczywiście ta pani przyznaje, że nie ufa sobie, to to jest pole do zaopiekowania w niej, prawda? Że jeżeli też my czegoś nie umiemy, to czy chcemy, żeby nasze dzieci tego też nie umiały? Ja na przykład nie umiem tak w stu procentach w akceptację emocji. To jest dla mnie coś, czego ja się cały czas uczę. I uczę się tego też dla moich dzieci, bo ja chcę, żeby one kiedyś akceptowały te emocje lepiej niż ja. Więc jeżeli my sobie w jakiś sposób nie ufamy, to pracujmy nad zaufaniem do siebie, bo to będzie ogromny dar, który damy dzieciakom. 

 

Ależ z całą tutaj rozciągłością, jak to się mówi, tego zdania i tej wypowiedzi się nie sposób nie zgodzić. Bo to trochę tak wiecie, jak się uczymy alfabetu albo tabliczki mnożenia takich prostych rzeczy, prawda? I uczymy je dzieci. Gdybyśmy ich nie potrafili, to czy byśmy nie chcieli, żeby nasze dzieciaki potrafiły sprawnie mnożyć do stu, albo żeby znały alfabet? Pewnie byśmy chcieli. 

 

Natomiast z tym zaufaniem też myślę, że jest tak, że tak bardzo doświadczyliśmy w wielu momentach jako dzieci braku zaufania dorosłych w nasze kompetencje, że uczenie się tego, jak ufać sobie jako dorosły / jako dorosła w to, że moje wybory, to czego chcę jest słuszne, że mogę za tym chcieć podążać, chociaż inni mówią „co ty wymyślasz”; w to, że kiedy moje ciało daje jakieś sygnały, to je słyszę; w to, że kiedy na coś nie chcę się zgodzić, to nie dlatego, że jestem jakaś konfliktowa i chcę się z kimś kłócić, tylko dlatego, że coś w tym jest dla mnie takiego, czego nie chcę po prostu i chcę tutaj o siebie zadbać tymi granicami… że to jest to zaufanie, którego nam często jako dorosłym brakuje i potrzebujemy się go uczyć, tak jak wielu innych rzeczy. 

 

Dla mnie wciąż stawianie granic, chociaż robię to od tylu lat z podejściem RIE, wcale nie jest czymś takim oczywistym i łatwym. I chociaż jestem w tym już dużo bardziej sprawna i wprawna, to tak trochę jak z pływaniem — wiecie, to mimo wszystko są takie sytuacje, gdzie wcale nie czuję się jakaś taka pewna siebie w tych granicach. I tak samo ja od lat uczę się zaufania do siebie samej i tego chcę uczyć moje dzieci, żeby one ufały w to, że te odpowiedzi na pytania, które mogą im się pojawić, są w nich. Że one są kompetentne do tego, żeby wiedzieć, czego potrzebują, co jest dla nich dobre, co im służy, żeby po prostu umiały słuchać same siebie i miały dobry kontakt ze sobą. 

 

Tak, myślę, że bardzo ładnie to podsumowałaś. O to w tym właśnie chodzi- o to tworzenie przestrzeni, żeby dziecko jak najbardziej mogło budować ten kontakt ze sobą, ale to nie oznacza, że ono jest zostawione samo sobie od początku. 

 

I my nie zostawiamy was samych sobie, bo już w przyszłym tygodniu kolejne odcinki naszego podcastu, na które was serdecznie zapraszamy. A jeśli macie jakieś pytania, przemyślenia, wnioski, czy też chcielibyście, żebyśmy nagrały odcinek na jakiś konkretny temat, to gorąco zapraszamy was do kontaktu. Do usłyszenia następnym razem. 

 

Do usłyszenia.