Dziwne wskazówki podejścia RIE.

W tym odcinku posłuchasz o:

  • xxx
  • xxx

Transkrypcja

Dzień dobry, dzień dobry, witam was serdecznie w kolejnym odcinku podcastu ‘Może być lżej’. W tej serii odpowiadamy na różne zarzuty wokół podejścia RIE, które czasami można usłyszeć. I dzisiaj, jako że to jest przedostatni odcinek, to zebrałyśmy takie wskazówki, zalecenia, które mogą wydawać się dziwne, jeżeli nie wiemy, o co chodzi. Z tej strony oczywiście Justyna i Asia, i Asia wprowadzi was do pierwszego takiego zalecenia, które dla nie dla wszystkich jest zrozumiałe. Co to jest, Asiu? 

 

Cześć, witajcie serdecznie. No i tym pierwszym takim dziwnym zaleceniem, które często pośród rodziców budzi “ale jak to, ale jak to, ale jak to”, to jest “ale jak to bez smoczka?”. Ponieważ RIE zaleca, żeby dzieciom po prostu nie dawać smoczków. Nie ma tam żadnego ‘ale’, że dajemy, jak jest większe, albo jak tylko jest mniejsze, itd. – że szukamy tutaj jakichś wytrychów na to, żeby tę wskazówkę obejść. 

 

RIE jasno mówi, że zgodnie z tą filozofią dzieci po prostu nie potrzebują smoczków. A nie potrzebują tych smoczków dlatego, że płacz jest w RIE czymś, co witamy chętnie, co przyjmujemy z otwartymi ramionami. Płacz jest pewnym komunikatem, które dziecko do nas wysyła i które my chcemy usłyszeć. Natomiast jeśli my dziecku, które płacze, damy do buzi smoczek, to trochę tak jakbyśmy mieli taki wyłącznik tego płaczu właśnie. Czyli dajemy smoczka po to, żeby dziecko nie płakało. A w RIE podstawą jest to, żebyśmy usłyszeli dziecko w tym przekazie, które ono z tymi czasami trudnymi dla nas dorosłych zachowaniami niesie. Umówmy się: płacz jest w naszej kulturze czymś, co nie jest mile widziane. Szczególnie jeżeli mówimy o relacji dorośli-dzieci, ale ja myślę, że też wielu dorosłym jest po prostu ciężko płakać i my sami czasami jako dorośli nie wiemy, jak się zachować, kiedy ktoś bliski przy nas płacze, nawet jeśli to jest ktoś dorosły. A jeśli to jest dziecko, to mamy od razu taki odruch, który jest oczywiście taki instynktowny, żeby ten płacz jakoś uciszyć, żeby to dziecko przestało płakać. Żeby zrobić coś, co pozwoli mu się, nazywamy to, uspokoić. Uspokoić, czyli właśnie wyciszymy, zagłuszymy ten płacz. No i tak działają smoczki. Natomiast w RIE, zgodnie z RIE, smoczków dzieciom dawać nie musimy.

 

I ja mogę się podzielić tutaj kawałkiem osobistej historii, bo moja dwójka dzieci ma zupełnie inne doświadczenia, w związku z czym też moje doświadczenia są zupełnie różne ze smoczkami. Pierwsze dziecko, dodam tylko jeszcze dla jasności, że wtedy o RIE jeszcze nie słyszałam i nie wiedziałam w ogóle, że RIE istnieje. I moje pierwsze dziecko dostało smoczek, jak tylko skończyło chyba miesiąc. I oczywiście to było trudne zadanie, bo który smoczek wybrać, one tam już nawet nie pamiętam, jakie były z różnych materiałów. Kiedy dać ten smoczek, żeby nie zaburzyć karmienia, bo karmiłam syna piersią i nie chciałam, żeby ten smoczek wpłynął na to karmienie. Potem dochodzi oczywiście cała zabawa z wyparzaniem, z tym jak on upadnie nam na placu zabaw, a mamy tylko jeden. Z tym jak potem tego smoczka oduczyć, jak zabrać ten smoczek, żeby dziecku znów nie było bardzo przykro. Kiedy jest najlepszy moment, żeby z tego smoczka zrezygnować? Wstawanie w nocy jak smoczek wypadł, a może zaśnie już bez tego smoka, a może chwilę pokwili i będzie gdzieś tam szukać. Więc ja tak to pamiętam, że ten smoczek wtedy przysporzył nam po prostu wielu trudności, ale my też wtedy nie wyobrażaliśmy sobie tego, żeby tego smoczka nie dawać. I zewsząd słyszeliśmy rady, że są takie dzieci, które mają dużą potrzebę ssania i dlatego warto im ten smoczek dać. 

 

Drugie dziecko, tak jak powiedziałam, tego smoczka nie miało i myślę, że tutaj duży wpływ miało nasze nastawienie. Nasze – rodziców, bo wtedy już znaliśmy podejście RIE. I było mi po prostu łatwiej przyjąć ten jej płacz i go zaopiekować inaczej niż po prostu smoczkiem. 

 

Natomiast chciałabym też tutaj na koniec tej kontrowersji dotyczącej smoczków dodać, że gdybym miała cofnąć czas to nie wiem, czy zrobiłabym inaczej, tak szczerze powiedziawszy. Pewnie z tą wiedzą, którą teraz mam i z tym doświadczeniem, które mam, próbowałabym z tym pierwszym dzieckiem również obejść się bez smoczka. Ale też myślę, że on naprawdę, jeżeli macie takie przekonanie, że on pomaga, że wy sami mieliście smoka i jakieś macie dobre z tym związane doświadczenia, to też nie demonizowałabym tak bardzo tego smoczka, bo tak naprawdę chodzi o nawiązanie tego kontaktu emocjonalnego z dzieckiem. Jeśli my potrafimy przyjąć te dziecięce emocje w różnych aspektach i w różnych obszarach, to ten smoczek nam w tym tak naprawdę nie przeszkodzi. Justyna, jak u Ciebie ze smoczkami? 

 

Ja myślę, właśnie tutaj się odniosę do tego ostatniego zdania, że właśnie to jest tą podstawą, którą wyjaśniłaś, że to jest ta akceptacja płaczu i dla mnie to zalecenie o smoczkach było rewelacyjne pod tym względem, że my uczymy się oswajać ten płacz od pierwszego dnia życia. Czyli to nie jest tak, że tłumimy smoczkiem czy innymi uciszaczami płacz dziecka, kiedy ono ma kilka miesięcy, a później, kiedy ma nagle 2-3 lata, to mówimy “Teraz już możesz płakać, bo emocje trzeba wyrzucać”. Tylko właśnie od pierwszego dnia my jako rodzice oswajamy się z tym. I oczywiście nie chodzi o to, żeby dziecko płakało i my nic z tym nie robimy, tylko chodzi o to, żeby właśnie mieć tę uważność na dziecko. Czy rzeczywiście jest jakaś potrzeba, o której ono sygnalizuje? Czy może po prostu jest mu w jakiś sposób trudno, bo miał na przykład dzień pełen wrażeń? Był powiedzmy w sklepie, który dla nas jest prosty i zwyczajny, ale dla niego są światła. Jeszcze jak leży i patrzy na te wszystkie światła do góry, w jakimś centrum handlowym na przykład. Ja sobie często myślałam, jak zabierałam tam dzieci: dla mnie to jest krótkie wyjście do sklepu, ale dla nich to jest cała masa bodźców i może ono po prostu potrzebuje trochę popłakać, żeby wyrzucić z siebie ten nadmiar napięcia. 

 

Natomiast u nas też było tak, że pierwsze dziecko miało smoczek, bo też nie znałam RIE. I tak jak Asia powiedziała, wszystko to wspominam: to wypadanie smoczka, to później dzielenie się smoczkiem z innymi kilkumiesięcznymi dziećmi. No jest dużo takich problematycznych spraw. Przy drugim już bardzo mocno nie chciałam dać, ale miałam moment kryzysu, tylko na szczęście dziecko mi pomogło, bo odrzuciło totalnie smoczka, więc dobrze wyszło. A przy trzecim też już po prostu wyszłam z takim przekonaniem, że nie chcę tego smoczka. Widzę, że to działało przy drugim, że było mi łatwiej bez tego smoczka i nie było żadnego problemu z tym, żeby dziecko to zaakceptowało. Więc ja akurat tutaj właśnie jestem bardzo zadowolona z takiej decyzji. Ale tak jak Asia oczywiście mówi, to też podsumujemy na koniec, że każdy rodzic wybiera to, co najlepiej funkcjonuje w jego rodzinie. Dla mnie było łatwiej wybrać to bez smoczka, bo rozumiałam powody i było mi to bliskie, to po prostu podejście. 

 

I tak samo jest na przykład z chustami, bo w RIE generalnie nie zaleca się chust, ale to też nie jest tak, że jest jakiś zakaz chust. To po prostu takie wskazanie, że bardzo dobrze jest dziecku dawać jak najwięcej możliwości rozwoju motorycznego, swobodnego, nieskrępowanego. I w RIE bardzo dużo zaleca się, żeby dziecko leżało sobie samo w łóżeczku, nieskrępowane ani chustami, ani becikami, ani jakimś takim ciasnymi tulikami na przykład (bo są jeszcze też tuliki, które były popularne za moich czasów). Więc chodzi o to, żeby dziecko jak najwięcej mogło ćwiczyć rączki, nóżki, ruchy, obroty i o to chodzi w tym zaleceniu. Natomiast ja miałam też chustę, akurat tylko przy pierwszym dziecku, bo później jakoś tak poznałam bliżej RIE i było mi bliżej jeszcze do tego, że ja chciałam temu dziecku dawać jak najwięcej tego właśnie ruchu. I mi to pasowało, bardzo mało nosiłam już pozostałe dzieci w chuście, czasami w nosidle, jak już podrosły, jak mi było po prostu wygodniej, gdy je gdzieś zabierałam. Natomiast przy pierwszym miałam tę chustę i sporadycznie nosiłam i to też jest oczywiście bardzo miła taka bliskość i coś fajnego. Myślę, że najważniejsze, żeby pamiętać, żeby po prostu nie przesadzać, czyli na przykład nie nosić tego dziecka na okrągło, bo to nie wydaje mi się, żeby to było ani dla dziecka dobre dla jego rozwoju motorycznego, ani też dla mam i kręgosłupów. Jakkolwiek chusty są oczywiście dobre. 

 

Tak, co tu jeszcze mamy w tych dziwnych wskazówkach RIE? Mamy jeszcze nie dla krzesełek do karmienia. One są w Polsce, wydaje mi się (nie wiem czy tylko w Polsce), ale że w ogóle w stosunku do dzieci tych małych, bardzo popularne te krzesełka do karmienia. No bo wsadzamy, mamy tam bezpiecznie, bo to dziecko tam najczęściej może być jeszcze, jak jest małe, przypięte jakimiś pasami. Ma tę swoją tackę, na której może jeść i tak dalej. I to krzesełko wydaje się być takim bardzo praktycznym gadżetem czy też meblem w naszym domu. I ja z takiego krzesełka korzystałam, jak moje dzieci były małe, do pewnego momentu. Natomiast RIE zaleca, żeby na samym początku jeść z dzieckiem razem, trzymając je na przykład na kolanach, jak mamy takiego bobasa, który jeszcze nie siedzi. To też pozwala na zbudowanie właśnie tej bliskości fizycznej. Pomaga nam też na pewno w tym, żebyśmy byli uważni w czasie tego posiłku. Czyli nie zostawiamy tego malucha, żeby ono mogło tam samo sobie jak najdłużej eksperymentować, bawić się i tak dalej, tylko my jesteśmy wtedy obecni, dajemy też tę uwagę. RIE dużo mówi o tym, że momenty pielęgnacji, zmiany pieluszki, kąpania, usypiania i właśnie karmienia to są te momenty, w których warto, żebyśmy my rodzice byli uważni, żebyśmy my dali wtedy ten taki dobry jakościowo czas. A przez ‘dobry jakościowo’ rozumiem taki czas, w którym nasza uwaga nie jest odrywana przez inne rzeczy. 

 

I oczywiście, że zdaję sobie sprawę z tego, jakie to jest czasami trudne, bo czasami chcemy to dziecko posadzić, a w tym czasie zrobić coś innego. I ja też miałam takie momenty, kiedy tak robiłam i pozwalałam tam pół godziny tego brokułka małego na tej tacce rozbierać i myślę, że to też jest w porządku. Natomiast tak jak ja rozumiem RIE, to myślę, że ono od początku właśnie pokazuje, że my nie musimy czekać na to, aż nasze dziecko będzie potrafiło usiąść prosto przy stole, z łokciami obok siebie, wziąć do ręki nóż i widelec i elegancko zjeść kolację, którą podamy i że wtedy to będzie już takim pełnoprawnym członkiem naszej rodziny, którego my możemy zaprosić do stołu. RIE mówi o tym, że my do tego stołu możemy zaprosić już tego kilkumiesięcznego bobasa i razem z nim od samego początku budować ten taki zdrowy nawyk jedzenia, w którym po prostu jesteśmy uważni. 

 

Tak ja to rozumiem. A potem wspaniałym pomysłem jest to, żeby dzieci, jak już potrafią same siedzieć i mogą usiąść na krzesełku, miały po prostu swój stoliczek: niski, niskie krzesełko. Taki, przy którym one będą mogły decydować, kiedy kończą posiłek i kiedy chcą od tego stołu wstać. Justyna, wy pewnie macie dużo doświadczeń tutaj, bo ja to już pewnie trochę mniej pamiętam, jakie moje dzieciaki są takie duże. 

 

Tak, ja mam doświadczenia i z małym stoliczkiem, i z krzesełkami do karmienia. Krzesełka do karmienia też mieliśmy i to nawet używaliśmy tam do półtora, do dwóch lat życia dziecka, tylko po prostu uważałam na to, żeby nie siedziały w tym foteliku za dużo, bo to chodzi po prostu o to ograniczanie ruchu. RIE jest po prostu zwolennikiem ogromnym, że jeżeli dziecko dobrze się czuje w swoim ciele, to po prostu będzie bardziej pewne siebie i to ma też wpływ na rozwój różnych innych kompetencji, więc dlatego na to uważałam, żeby nie siedziały tam po prostu za dużo, tylko na czas posiłku. 

 

Natomiast mieliśmy właśnie przygodę z małym stoliczkiem, dlatego że kiedy moje najstarsze dziecko miało chyba 18 miesięcy, był taki dość spory problem z jedzeniem. Ona wchodziła do tego krzesełka, chciała wyjść, zjadła coś, później była głodna, w sensie coś malutkiego zjadła, później była głodna. I zgodnie z wytycznymi RIE zrezygnowałam z tego krzesełka. Tylko wprowadziliśmy takie jasne zasady wokół posiłku, że ona sama decyduje, czy chce przyjść do posiłku, jak długo je, ale jeżeli odchodzi od tego stoliczka, to znaczy, że skończyła. I to jest coś, co może się wydawać, że… no ale to przecież powinno się uwięzić to dziecko i zmusić do tego jedzenia, żeby ono je zjadło porządnie. I właśnie wtedy to był jeden z moich momentów takiego ‘WOW’ w RIE, że ona bardzo szybko podążyła za tymi zasadami. I oczywiście to nie było tak, że ja ją głodziłam, bo w tych pierwszych dniach, kiedy wprowadzaliśmy te zasady, to jeżeli widziałam, że zjadła mało i odeszła, to po prostu nie dawałam jej przy pierwszym głodzie (to nawet nie był głód, tylko że ona znowu chce wrócić), tylko jej przypominałam, że skończyła, odeszła od stoliczka, będziemy jeść za chwilę i po prostu szybciej podawałam ten drugi posiłek. Jednak tę zasadę utrzymywałam. I słuchajcie, przez miesiąc to zrobiliśmy, tylko przez miesiąc, później już wróciliśmy do dużego stołu, ale to nam bardzo fajnie po prostu usprawniło jedzenie, że ona po prostu jadła wtedy, kiedy była głodna i rozumiała, że jednak to odejście od stoliczka to jest właśnie ten sygnał, że skończyła, więc to jest takie budowanie też współpracy z dzieckiem i też samodzielności od początku, więc też bardzo to polecam, ma to swój sens. 

 

Jednak krzesełka do karmienia dla nas były ok. Dość szybko też przeszliśmy, później na te krzesełka… odkryłam [Stokke] Trip Trapp, gdzie dziecko może sobie spokojnie wejść, dopasowujesz poziom do stołu dużego, więc one siedzą razem z nami, ale nie są uwięzione właśnie przez krzesełko, mogą sobie swobodnie przyjść i odejść wtedy, kiedy im pasuje. 

 

Dobra, no to możemy chyba przejść jeszcze do kolejnego zalecenia, które w dzisiejszych czasach może się już nie wydawać aż tak dziwne, bo dużo osób o tym mówi, czyli RIE ma duże ‘NIE’, dość spore ‘NIE’ dla ekranów. 

 

Takie zdecydowane ‘NIE’, jeszcze dodajmy. 

 

Tak, i to było dość takie innowacyjne, może właśnie 20-30 lat temu, kiedy wszyscy byli zafascynowani telewizorami i bajkami, i programami edukacyjnymi, grami i tak dalej. Mało osób widziało w tym zagrożenie, teraz się już coraz więcej o tym mówi. Natomiast Magda Gerber, założycielka RIE, która pamiętała jeszcze czasy, kiedy wprowadzano programy telewizyjne, jeszcze czarno-białe w Stanach Zjednoczonych, ona od początku mówiła, żeby z tym uważać. Że to hamuje rozwój mowy na przykład dzieci, które oglądają zbyt dużo bajek w wieku powiedzmy dwóch lat. Że to sprawia właśnie… że jest mniejszy rozwój motoryczny. Także Magda Gerber od samego początku dość sporo o tym mówiła. I tutaj jeżeli chodzi o zalecenia, to jest takie, RIE po prostu mówi, że im mniej tych ekranów właściwie w każdym wieku dziecka, tym lepiej. Czyli do drugiego roku życia tutaj jest takie absolutne, zdecydowane ‘NIE’. Natomiast później właśnie obowiązuje ta zasada „im mniej, tym lepiej”. Lepiej wysłać ich na plac zabaw, pobawić się z nimi, dać im czas samodzielnej zabawy, niż właśnie uciekać się do ekranów. 

 

Tak, ja też myślę, że wiecie, że ten ekran, który jest tak łatwo dostępny, bo mamy go już nie tylko w tym telewizorze z tym czarno-białym programem, który pewnie dla naszych dzieci byłby teraz już kompletnie nieatrakcyjny, ale mamy go w telefonie, w tablecie, że ekran stał się taką naszą łatwo dostępną i darmową nianią, którą mamy pod ręką. Bo jednak jak to dziecko tym ekranem zabawimy, to mamy spokój, ono siedzi, nie biega, nigdzie nie spadnie, nigdzie nie upadnie, nie trzeba się tym dzieckiem wtedy zajmować, nie trzeba mu organizować czasu. Ja to też totalnie rozumiem i też oczywiście mam swoje słabości w tym czasie ekranowym. Natomiast też widzę, jak bardzo mocno ekrany, tak jak powiedziała Justyna wcześniej, w każdym wieku wpływają na… tak ogólnie to nazwę: na rozwój. Właśnie na kreatywność, na to, żeby samemu chcieć coś wymyślić, na to, żeby mieć swoje pomysły, a nie tylko te zaczerpnięte gdzieś właśnie z tego, co na tym ekranie się zobaczyło, na to, żeby jeść uważnie, na to, żeby spać lepiej, kiedy tego ekranu nie ma tuż przed snem. 

 

Więc dużo jest tutaj o tych ekranach, ale ja też myślę o tym, że te ekrany dla nas dorosłych są czymś nowym. To, w jakiej ilości je mamy, to, że stały się dla nas nie tylko rozrywką, ale też często narzędziem pracy, to, że my dorośli uczymy się, jak żyć z tym, że w tych ekranach mamy tam tak naprawdę już tak dużo… nie chcę powiedzieć, że wszystko, ale naprawdę dużo. I że tutaj musimy też szukać jakiegoś dobrego, zdrowego balansu. I też jeszcze często myślę o tym, że rodzicom z ekranami jest pewnie o tyle trudno, że kiedy powiedzą ‘nie’, a dziecko, które oglądało, grało (jego tutaj system nagrody, który tak łatwo pobudzić różnego rodzaju aktywnościami właśnie typu gry) i chcemy je od tego oderwać, odciągnąć, to ono jest wtedy bardzo niezadowolone i bardzo często głośno to niezadowolenie okazuje. I to jest dla rodziców trudne, bo jak zabierzemy ten ekran, to jest krzyk, płacz. No i po prostu jest nam z tym czasami ciężko. Więc tutaj odesłałabym do tej wskazówki RIE, która tak bardzo dużo mówi o zdrowych granicach. I znowu o tym trochę, co mówiliśmy na samym początku przy smoczkach. Że kiedy my dorośli przestaniemy się bać płaczu dziecka, to będzie nam po prostu dużo łatwiej. Będzie nam dużo łatwiej nie dawać smoczka, jeśli tego nie będziemy chcieli robić, bo

będziemy wiedzieli, że chcemy tego płaczu wysłuchać i nie ma w nim tak naprawdę nic takiego złego. I będzie nam dużo łatwiej, kiedy nasz dwulatek, kiedy mu nie pozwolimy obejrzeć bajki przy jedzeniu, wpadnie na początku w histerię (jeśli do tej pory tak mogło być, a potem zdecydowaliśmy, że będzie inaczej. 

 

Tak, ja z ekranami to myślę, że też jest… Myślę, że jest dużo trudniej, jeżeli właśnie szybko je wprowadzimy, a później chcemy z nich zrezygnować, to jest większy proces. Mi się wydaje osobiście, na moim przypadku, że nie jest mi jakoś tak bardzo trudno z tymi ekranami, dlatego że ja dość szybko wpadłam na to zalecenie właśnie, żeby te ekrany ograniczać. Więc ja jakoś tak dzieciom nie przedstawiłam ich dużo i one same ich nie żądały. Oczywiście, że czasami zdarzało się, że chcą, ale to jest też tak, że jeżeli na przykład od początku tak się prowadzi dzieci, to one nie znają tak dużo tych ekranów, programów, bajek itd. i tak bardzo tego nie chcą. A po drugie, mi bardzo pomaga to, że ja uwielbiam samodzielną zabawę, jestem wielką orędowniczką samodzielnej zabawy i ja tak naprawdę nie wiem, kiedy moje dzieci miałyby te bajki oglądać. Czasami jak się tak patrzy na ofertę, ile jest bajek, najróżniejszych gier itd., to ja nie wiem, gdzie one miałyby to wcisnąć, bo one naprawdę bardzo dużo się bawią. I ja po prostu mam taką zasadę, że kiedy mnie o to poproszą, o jakiś czas ekranowy, to wtedy się zastanawiam, ale sama raczej zawsze zostawiam to jako ostateczność. Tak, że jak już naprawdę muszę koniecznie coś zrobić i naprawdę potrzebuję, żeby były cichutko w tym momencie, to ok, proponuję im bajkę, bo tak jakby z mojej inicjatywy, ale raczej staram się właśnie zostawiać to jako ostateczność. 

 

Jeżeli chodzi też tutaj o zalecenia, to każdy rodzic musi wybrać sam, nie ma tak naprawdę złotych, uniwersalnych zaleceń o ekranach, myślę, że każdy się z tym troszeczkę zmaga. 

 

Ja jeszcze tylko dodam, bo Justyna się nie pochwaliła, że ponieważ tak jak powiedziała, jest ogromną fanką swobodnej zabawy, to napisała też e-book o swobodnej zabawie, który tutaj przy okazji pozwolimy sobie zareklamować.

 

I myślę, że to będą wszystkie kontrowersje, o jakich chciałyśmy wam tutaj opowiedzieć. Być może są jakieś inne, o których nie pomyślałyśmy i my je traktujemy już po kilku latach znajomości RIE jako zupełnie oczywiste, a wam zrodzi się pomysł na to, co jeszcze mogłoby być taką kontrowersją. Napiszcie wtedy do nas, wszystkie maile czytamy i z radością wiemy, że słuchacie i że też macie jakieś tutaj swoje przemyślenia związane z RIE. Także zapraszamy do kontaktu i na dzisiaj dziękujemy. 


Dziękujemy bardzo.