Wstydzę się zapytać.

DSCF8757

To jest doskonały przykład na to, do czego zachęcam na moim blogu. Drogi Rodzicu- jeśli chcesz, żeby Twoje dziecko było jakieś, sam się taki stań. Nie ma lepszego i szybszego sposobu na to, żeby go tego nauczyć.

Mamy mały problem. Mamy, bo to głównie problem mamy, który przeniósł się na dziecko:-) Chodzi o zagadanie do kogoś, kogo postrzegamy jako silniejszego, mocniejszego. Ci o silnym poczuciu własnej wartości, pewnie nie mają z tym problemu. Ci, którzy nad poczuciem własnej wartości pracują, czasem boją się zagadać do kogoś, kogo postrzegają jako większego od nich. Bo można zostać wyśmianym, niezrozumianym, uznanym za głupiego. Mi nie zawsze jest w takich sytuacjach trudno. Jestem raczej „wygadana” i łatwo nawiązuję kontakty, również hierarchia ważności, statusu (jakiegokolwiek) nie jest dla mnie problemem w nawiązaniu relacji. Tak jest jeśli podchodzę z „czystą kartą”. Ale jeśli już przypiszę komuś z jakiegoś powodu etykietę tego, że jak go o coś zapytam, to może mnie wyśmiać albo założę, że moje pytanie czy uwaga może kogoś zdenerwować to zazwyczaj wycofuję się z takiego dialogu. W końcu nikt z nas nie lubi być nielubiany, ośmieszany czy w jakiś sposób poniżany. Dla mnie wejście w konfrontację w takiej sytuacji oznacza, że stoją za tym naprawdę dla mnie ważne wartości. Na co dzień jednak takich sytuacji (w których zakładam że mogą być konfrontacją) unikam. I moje dziecko też.

Takie dwa studia przypadku z ostatnich dni. Jaś po południu w domu koniecznie chce lepić koła ratunkowe z plasteliny. Musimy je lepić koniecznie, choć jest już wieczór (przypomniało mu się nagle). Koniecznie muszą to być koła ratunkowe. I koniecznie ktoś musi to robić z nim. Tata podejmuje wyzwanie i jak się okazuje w zabawie sprawa była tak niecierpiąca zwłoki, ponieważ koła lepili w przedszkolu i Jaś sobie z tym nie radził. Nie wiedział jak ulepić koło. Jak tata mu na jednym pokazał, to się nauczył. Podpytuję później co w tym było dla niego takiego ważnego. Sprawdzam jak się czuł z tym, że nie potrafił. Pytam dlaczego nie poprosił pani o pomoc. Wstydził się. Rozmawiam o tym z panią następnego dnia. To nowa pani, więc przyjmuję, że dzieci jeszcze muszą się z nią oswoić i nabrać odwagi w kontakcie.

Relacja z przedszkola kilka dni później. „Dzisiaj było pyszne mięsko. Zjadłem całe. Ziemniaczki też były dobre, ale nie zdążyłem zjeść do końca, bo pani mi zabrała talerz”. „Dlaczego pani wzięła Twój talerz”? „Bo chyba nie wiedziała, że ja jeszcze jem”. (mówi bez emocji) „A dlaczego nie powiedziałeś, że chcesz skończyć”? „Bo się wstydziłem”.

Raz to może być przypadek. Dwa razy to już powód do przemyśleń dla mnie. Moje dziecko nie wstydzi się zamówić dla siebie obiadu w restauracji, kiedy podchodzi kelner. Nie wstydzi się kupić czegoś w osiedlowym sklepie. Nie wstydzi się zapytać kogoś na placu zabaw czy może się czymś pobawić/ poczęstować (tutaj nie wstydzi się jeśli są to osoby, które zna). Niepokoi mnie to, że wstydzi się swojej pani z przedszkola. Chciałabym, żeby jej ufał. Co mogę zrobić? Może sama mieć więcej zaufania do „obcych”? Może jednak odważyć się częściej na konfrontację, która przecież konfrontacją wcale być nie musi (to tylko założenie).

To jest doskonały przykład na to, do czego zachęcam na moim blogu. Drogi Rodzicu- jeśli chcesz, żeby Twoje dziecko było jakieś, sam się taki stań. Nie ma lepszego i szybszego sposobu na to, żeby go tego nauczyć. Ja z tej lekcji wyciągam taki wniosek, że potrzebuję stać się bardziej odważna w świecie i nie bać się prosić o swoje. To dla Jasia. Bo Zuzi może będzie potrzebna całkiem inna moja praca…

Twój komentarz jest mile widziany, więc jeśli masz ochotę coś dodać od siebie, możesz to zrobić poniżej: